Jeszcze jeden krok!

Znowu się udało! Obroniliśmy własny parkiet i prowadzimy w finale 3:2! Jeszcze jeden krok do pełni szczęścia i spełnienia marzeń!

Nie było jednak łatwo. Stal Ostrów Wielkopolski zaprezentowała koszykówkę na wysokim poziomie i kolejny raz byliśmy świadkami wielkiego horroru.

Kamil ŁączyńskiFOTO: Wiktoria Karłowicz / probasket.pl
Kamil Łączyński – bohater meczu

Goście grali bez zawieszonego Aarona Johnsona, ale mam wątpliwości, czy to było dla nich aż takie duże osłabienie. Przez większość sezonu byłem pewien, że Amerykanin jest ich prawdziwym liderem. Tymczasem okazało się, że bez Johnsona ekipa Stali również potrafi grać bardzo dobrą koszykówkę. Trener Emil Rajkovikj świetnie przygotował swoich chłopaków na taką okoliczność.

Stal bardzo pewnie i energicznie weszła w ten mecz. Wpadło im kilka wręcz niesamowitych rzutów i to zwiększyło tylko wiarę w końcowy sukces. Świetnie poruszali się w ataku. Grali szybko oraz dużo ruszali się bez piłki. To kreowało dobre okazje do zdobywania punktów. Obronę mądrze zagęszczali i Anwil miał problemy. Nasza drużyna układała swoje akcje dość statycznie. Przez szybkie powroty do defensywy graczy przyjezdnych zostaliśmy niemal pozbawieni kluczowego atutu, czyli szybkiego ataku.

„Stalówka” ponownie skoncentrowała się również na zbiórkach. Wygrywali z nami pod tym względem i przekładało się to na wynik spotkania. W całym mecz przegraliśmy walkę na tablicach 31:25.

Michał Chyliński jeszcze niedawno przypominał bardziej koszulkę biegającą po parkiecie niż koszykarza. Ostatnio jednak i zaczął się rozkręcać i teraz wreszcie odpalił. Nie wiem, czy w ogóle tego nie zakładaliśmy, czy jest jakiś inny powód, ale „Chylu” poczuł się niezwykle pewny rzutowo. Jak już zaczął trafiać, to ciężko było przerwać jego serię.

Bardzo zaimponowali mi również Mateusz Kostrzewski oraz Marc Carter. Na przestrzeni całego meczu to właśnie ta dwójka była motorem Stali. Grali bardzo dynamicznie oraz „z zębem”. Rzutem z dystansu za bardzo nie grozili, ale bardzo ostro atakowali obręcz. Czasami wręcz błyskawicznie potrafili rozbijać naszą defensywę. W dużej mierze przyczynili się do dominacji Stali na tablicach, bo w sumie dostarczyli 13 zbiórek.

Taki stan rzeczy sprawił, że oddaliśmy pole gry gościom i przed decydującą kwartą na tablicy wyników widniał rezultat 60:69. No tak… Nikt chyba nie myślał, że to oznacza koniec meczu. Dla Anwilu to spotkanie dopiero się rozpoczęło. Taka już jest charakter naszej drużyny w Play-Off, że nie odpuszczamy i najlepsze fajerwerki zostawiamy na IV kwartę. Szybko weszliśmy w swój tryb i znowu takie rozwiązanie przyniosło efekty. Zyskaliśmy w ataku jakby większą pewność, więc szybko niwelowaliśmy straty. W końcówce oczywiście kolejny już raz, byliśmy świadkami prawdziwego horroru. Więcej charakteru i heroizmu było jednak po naszej stronie i tym samym wyszarpaliśmy zwycięstwo, które przybliża nas do złota!

Cieszę się, że tym razem bardzo solidnie wyszły nam rzuty wolne. Z kolei Stal zawiodła na tym polu. My uzyskaliśmy 14/18 (78%), a przyjezdni tylko 12/21 (57%). Mogli dorzucić z linii kilka punkcików, które mogły zmienić bardzo wiele w tym wyrównanym spotkaniu. Stal ogólnie ma problem z rzutami wolnymi w tej serii. Na dobrą sprawę to tylko w trzecim meczu dobrze funkcjonował u nich ten element. Może warto o tym pamiętać przed kolejnym spotkaniem?

Wcześniej wspomniałem o heroizmie w naszych szeregach. Świetnie zagrała cała drużyna, ale jeden heros przebił się na pierwszy plan. Nie nosi żadnej peleryny, ale ma za to opaskę kapitańską. Kamil Łączyński przejął ten mecz! Grał tak, że ręce same składały się do oklasków, a w niektórych oczach zapewne zakręciła się łza. Te trójki „Łączki” to jakiś kosmos. Gdy dorzucił kolejną, w samej końcówce, która praktycznie przypieczętowała nasza zwycięstwo, to Hala Mistrzów wręcz odleciała. Łączyński nie tylko ze względu na rzuty z dystansu zasłużył na pochwałę. Kapitan bardzo dobrze prowadził grę Anwilu. Szczególnie pięknie wyglądały jego akcje dwójkowe z Sobinem, które trzymały nas w grze, a rywal nie potrafił znaleźć odpowiedzi na takie rozwiązania. Kamil zdobył w tym meczu 22 punkty i jak podał Puls Basketu na swoim twitterze, jest to jego rekord na parkietach PLK. Nie ma to, jak bić rekordy podczas tak ważnych spotkań. Brawo Panie Kapitanie!

„Łączka” te swoje akcje dwójkowe grał głównie z Josipem Sobinem. Od dawna jest to standard w grze Anwilu. Chorwat był niezwykle skoncentrowany i niemal wszystkie jego rzuty osiągały cel. Zaprezentował nam przy tym całą serię manewrów podkoszowych i tych swoich pchnięć piłek do kosza. Sobin zdobył 18 punktów na świetnej skuteczności 9/11 z gry.

Ostatnio bardzo dużo szumu jest wokół postaci Ivana Almeidy. „El Condor” zdaje się jednak tym nie przejmować. W piątym meczu finałowym zagrał tak, jak od niego oczekuję. Był spokojny i zarazem pewny siebie. Unikał głupich strat i wymuszonej gry pod siebie. W obronie również nie odpuszczał. Jego wkład w to zwycięstwo jest nieoceniony.

Wreszcie coś od siebie dorzucił Paweł Leończyk. Silny skrzydłowy przez większość sezonu był pewnym punktem naszego zespołu i przy tym niezwykle regularnym. Od półfinału Play-Off troszkę jednak nam się zgubił, a cały czas potrzebujemy większego zaangażowania z jego strony. Teraz wreszcie się uaktywnił i dołożył sporą cegiełkę do tego zwycięstwa. Trafił nawet z dystansu! Po raz pierwszy od 146 dni!

To był chyba najlepszy mecz podczas tegorocznych finałów. Znowu udało nam się wyszarpać zwycięstwo w ostatniej odsłonie. A była to wygrana niezwykle cenna, bo teraz potrzebujemy zaledwie jednego kroku do spełnienia snów! Cały czas jednak czekam aż Anwil zagra jedno pełne, dobre spotkanie. Nie sinusoidalnie jak od dłuższego czasu, ale tak od pierwszej do ostatniej minuty na maksa. Wiem jednak, że przy Stali może być jednak ciężko, bo to naprawdę klasowa drużyna. Trener Rajkovikj potrafi wydobyć z każdego zawodnika co najlepsze. Dlatego zdając sobie sprawę z rzeczywistości i nie obrażę się, jeśli wygramy najbliższe spotkanie po bardzo brzydkiej grze. Tylko jeśli te „horrory czwartych kwart” jeszcze trochę potrwają, to boję się, że kardiolodzy we Włocławku będą mieli za dużo pracy ;).

2 odpowiedzi do “Jeszcze jeden krok!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *