Bezskuteczna rywalizacja ze Stelmetem

Anwil jest obecnie zdziesiątkowany przez kontuzje i to nie stawiało nas w roli faworyta przed meczem ze Stelmetem Zielona Góra. Nie spodziewałem się jednak takiego przebiegu spotkania. Zostaliśmy wręcz rozbici przez dobrze dysponowaną ekipę gości. Stelmet w pełni wykorzystał nasze problemy i okazał się zespołem lepszym pod każdym względem. Mecz zakończył się wynikiem 79:95, a trzeba przyznać, że mogło być znacznie gorzej.

Chris Dowe (Anwil Włocławek - Stelmet Zielona Góra)FOTO: Andrzej Romański / plk.pl
  1. Od samego początku Anwil miał spore problem z graniem „swojej” koszykówki. Dobra obrona Stelmetu skutecznie wybijała nas z rytmu w ataku. „Rottweilery” sprawiały wrażenie wręcz zagubionych. Po Pucharze Polski mieliśmy kilka dni wolnego i nasi gracze chyba nie wrócili mentalnie z tego wypoczynku. Za dużo niemrawej gry było po naszej stronie i to nie tylko w ataku, ale również w obronie. Za często wracaliśmy do defensywy truchtem. Stelmet miał zbyt wiele akcji na pusty kosz. W efekcie zdobyli 36 punktów z szybkiego ataku.

  2. Pierwsza kwarta ustawiła cały mecz. Zostaliśmy rozbici 12:30 i nie byliśmy już w stanie wrócić po takim ciosie. W późniejszym etapie spotkania wprawdzie poprawiliśmy trochę defensywę, ale to nie wystarczyło, aby zmienić losy tego spotkania. Głównym problemem Anwilu była skuteczność. Już w pierwszej kwarcie mieliśmy zaledwie 20 % z gry i nie trafiliśmy żadnej trójki z 11 prób! Praktycznie nic nie wpadało i to z otwartych pozycji. Zawodziliśmy nawet spod samego kosza. W czwartej kwarcie otworzyliśmy się rzutowo trochę bardziej i to delikatnie zamazuje problem, ale 37 % z gry oraz 31 % z dystansu i tak nie należy do wielkich osiągnięć.

  3. Prawdziwy popis nieskuteczności zaprezentował nam Michał Sokołowski, który zanotował 1/9 z gry. Nie jestem w stanie wyliczyć, ile pojedynków „sam na sam z obręczą” przegrał reprezentant Polski.

  4. Plusem jest nasza skuteczność z linii rzutów wolnych. Zanotowaliśmy 17/17, ale przy takim spotkaniu schodzi to na dalszy plan.

  5. Absencja Jonesa tworzy sporą dziurę pod naszym koszem i Stelmet w pełni to wykorzystał. Przegraliśmy zbiórki 32:46. Najgorsze, że goście z Zielonej Góry zaliczyli 13 zbiórek w ataku. Rywale o wiele lepiej radzili sobie również ze zdobywaniem punktów w „pomalowanym”. Drew Gordon (12 pkt i 11 zb) czy Ivica Radić (7 pkt i 11 zb) byli poza naszym zasięgiem.

  6. Ricky Ledo, ze względu na jakieś problemy rodzinne, przedłużył swój urlop w USA i niestety było to widoczne na parkiecie. Niby zanotował 13 punktów4 zbiórki, ale wyraźnie nie był sobą. Długo szukał „swojego rzutu” i do końca nie znalazł. Nie trafiał zarówno z otwartych, statycznych pozycji, jak i po tych swoich firmowych odejściach. W obronie też przykładał się stanowczo za mało. Najbardziej szokuje jego współczynnik +/-. Z Ledo na parkiecie byliśmy aż na -38

  7. Po każdym meczu staram się wyróżnić kogoś z naszej ekipy, ale tym razem jest to naprawdę ciężkie. Żaden Anwilowiec nie przekonał mnie swoją grą. Może jedynie Chris Dowe trochę „błysnął”. Przy niemocy całej drużyny starał się brać ciężar gry na swoje barki. Szarpał i walczył, ale też nie poparł tego skutecznością (5/12 z gry). Amerykanin był jednak naszym najlepszym podającym oraz zbierający (wraz z Sulimą) i wypadł całkiem nieźle pod względem zdobyczy punktowej. Dowe zanotował na swoim koncie 14 punktów, 6 asyst, 6 zbiórek oraz 3 przechwyty. Na zmianę losów Anwilu to było jednak stanowczo za mało.

  8. Jarosław Zyskowski swoją przeszłością zapracował na wielki szacunek włocławskich kibiców. Szkoda tylko, że potwierdza swoją klasę również przeciwko naszej ekipie ;). „Zyziu” był tego dnia najlepszym koszykarzem. Grał bardzo pewnie i zaskakiwał tymi swoimi nietypowymi wjazdami na kosz. Bardzo sprytny zawodnik. Zyskowski zaliczył 21 punktów oraz 7 zbiórek, z czego aż 5 w ataku. Warto również zwrócić uwagę, że trafił 11/11 z linii rzutów wolnych. Klasa sama w sobie i tym występem przypomniał mi, jak bardzo tęsknię za Jarosławem.

  9. Stelmet w obecnym sezonie to po prostu wielka drużyna. Za każdym razem, kiedy oglądałem ich w akcji, to budzili podziw swoją grą. Nic dziwnego, że liderują w PLK oraz notują całkiem niezłe rezultaty w VTB. Trener Zan Tabak stworzył „potwora”. Zielonogórska ekipa dysponuje szerokim i bardzo dobrze zbilansowanym składem. Mają wielki potencjał zarówno na obwodzie, jak i pod koszem. Dodatkowo chorwacki szkoleniowiec sprawia wrażenie, że ma pomysł na każdego ze swoich podopiecznych i potrafi wydobyć z nich maksimum. Specjalistów od obrony też tam nie brakuje. Wystarczy przypomnieć sobie jak Joe Thomasson czy George King skutecznie ograniczali naszych obwodowych. Stelmet wydaje się bardzo niewygodnym rywalem dla naszego zespołu. Rozbili nas w Zielonej Górze, a teraz powtórzyli ten wyczyn we Włocławku. To jedyna ekipa z ligowego towarzystwa, której jeszcze nie pokonaliśmy w bieżącym sezonie. Stelmet jest mocny i ma na nas wiele odpowiedzi, ale podejrzewam, że Anwil nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i nasze drogi skrzyżują się kolejny raz w najbliższych miesiącach.

  10. Czy po tym meczu należy „bić na alarm”? Myślę, że nie. Trener Igor Milicić sprawia wrażenie spokojnego, więc my też powinniśmy mieć takie nastawienie. Stelmet rozbił nas totalnie. Był lepszy pod każdym względem. Braki kadrowe Anwilu nie są wytłumaczeniem tak dotkliwej porażki, bo to zdrowi zawodnicy nie trafiali z otwartych pozycji. Bez celnych rzutów po prostu nie można wygrać. Spotkanie ustawiła pierwsza kwarta, w której nie istnieliśmy. Później było lepiej, ale nie na tyle dobrze, aby nadrobić tak pokaźne straty w konfrontacji z tak mocnym rywalem. Mamy swoje problemy, ale do najważniejszych meczów sezonu zostało jeszcze trochę czasu, więc pozostaje czekać i wierzyć.

Jedna odpowiedź do “Bezskuteczna rywalizacja ze Stelmetem”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *