Anwil odniósł swoje drugie zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Do Włocławka zawitała belgijska ekipa Telenet Giants Antwerpia i musiała uznać wyższość „Rottweilerów”. Goście jednak dzielnie walczyli i spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem 80:71.

- Nasz zespół wszedł w to spotkanie wręcz piorunująco. Szczelna i aktywna defensywa oraz szybki i skuteczny atak, a do tego mądre dzielenie się piłką. Taki Anwil chcę oglądać zawsze! Gracze Telenet Giants byli chyba w szoku, bo przez pierwsze minuty nie potrafili nam odpowiedzieć. „Rottweilery” wyszły na prowadzenie 11:0 i to pozwalało patrzeć z optymizmem na dalszy przebieg spotkania.
- Później było jednak gorzej. Belgowie otrząsnęli się po tym pierwszym szoku i postawili znacznie twardsze warunki. Z kolei Anwil zaczął grać sinusoidalnie. Dobre akcje przeplataliśmy z tymi znacznie słabszymi. Potrafiliśmy przycisnąć w defensywie, by później popełniać proste błędy. Podobnie było w ataku. Kreowaliśmy przemyślane i zespołowe akcje, a później rozgrywaliśmy piłkę bez pomysłu i stawialiśmy na przesadny indywidualizm poszczególnych graczy. Taka przeplatanka trwała już do końca spotkania. Żaden z naszych zawodników nie grał równo na przestrzeni całego spotkania.
- Pod koniec trzeciej kwarty „Giganci” wyszli na swoje pierwsze prowadzenie i nie ukrywam, że był to moment, gdy moje serce troszkę zadrżało. Obawiałem się, że znowu nie wytrzymamy psychicznie i to spotkanie wymknie się z naszych rąk. Tym razem było jednak inaczej. Anwil znalazł się w małych tarapatach, ale nasi zawodnicy nie zawiedli i to cieszy mnie najbardziej. Wreszcie pokazaliśmy, że drzemie w nas charakter. Przetrwaliśmy kryzys i postawiliśmy na swoim. Ta drużyna potrzebuje właśnie takich spotkań, aby zbudować swoją mentalność.
- Zostaliśmy wręcz zmasakrowani „na tablicach”. To nasza spora bolączka w obecnym sezonie, a ekipa z Antwerpii strasznie to obnażyła. Przegraliśmy zbiórki aż 35:56. TRAGEDIA! Telenet Giants „skakali nam po głowach” i popełnialiśmy stanowczo zbyt wielu błędów przy zastawianiu. To mogło zakończyć się bardzo źle…
- Bardzo cieszy natomiast inna statystyka. Przez całe spotkanie Anwil zanotował zaledwie 4 straty. Świetny rezultat, który dowodzi, że cierpliwie i mądrze konstruowaliśmy swoje akcje.
- Prawdziwym potworem z Antwerpii okazał się Dave Dudzinski. Od początku imponował dobrym rzutem, walecznością oraz emanowała od niego spora pewność siebie. Prawdziwy szok, przeżyłem jednak gdy sprawdziłem statystyki. Amerykanin zakończył spotkanie, mając na koncie 21 punktów, 22 zbiórki oraz 5 asyst! To jakiś KOSMOS! W europejskiej koszykówce rzadko kiedy można obserwować takie „cyferki”. Podejrzewam, że nigdy wcześniej nie byłem świadkiem takiego monstrualnego double-double. Tym występem Dudzinski zarezerwował sobie miejsce w mojej pamięci na wiele lat.
- Rewelacyjnie wszedł w to spotkanie Ricky Ledo, ale później było tylko gorzej. Amerykanin zaczął strasznie forsować swoje rzuty, a skuteczność tego dnia nie była jego sprzymierzeńcem. Momentami aż oczy bolały od obserwowania tego „uderzania głową w mur”. Bywały sytuacje, że na obwodzie miał otwartych kolegów, ale i tak wbijał się, jak czołg pod samą obręcz. Wejścia na kosz Ledo były dość czytelne, a przy dalszych rzutach celność gdzieś uciekła. Mimo to cały czas próbował… Nie podobał mi się ten występ Amerykanina. Zdobył 17 punktów oraz dołożył 5 zbiórek i niby ładnie to wygląda, ale skuteczność 4/14 z gry chluby nie przynosi…
- Dobrze zaprezentował się Chase Simon (17 pkt i 3 as). Amerykanin, tak jak cały Anwil, miał lepsze i gorsze momenty, ale w ogólnym rozrachunku dał naszej drużynie sporo pozytywów. Trafił kilka naprawdę ważnych rzutów.
- Podobnie jak Simon zaprezentował się Tony Wroten (17 pkt, 4 as, 4 zb i 2 prz). Kilka razy błyszczał, rozgrzał kibiców efektownymi akcjami, a kilka razy troszkę irytował. Nie zabrakło też pokazu frustracji ze strony Amerykanina. Mam wrażenie, że to nie był jego dzień, ale pokazał więcej chęci niż podczas wielu poprzednich meczów i to cieszy najbardziej. W ważnych momentach też potrafił wziąć ciężar gry na swoje barki i zdobyć ważne punkty. Takie nastawienie mentalne Wrotena chcemy oglądać zawsze, bo ten koleś dysponuje wręcz niesamowitymi umiejętnościami i jeśli na stałe dojdzie do tego „porządek w głowie”, to może być nie do zatrzymania dla wszystkich rywali.
- Podczas tego spotkania w barwach Anwilu zadebiutował Shawn Jones (3 pkt i 9 zb). Amerykanin wyszedł w pierwszej piątce i spędził na parkiecie 18:42 minut. Jak na pierwszy kontakt z zespołem to nie było źle. Jones pokazał, że może dać naszej ekipie siłę czysto fizyczną „w pomalowanym” oraz nawet niezłą dawkę energii. Może jednak brakować kilku centymetrów, ale na PLK powinno wystarczyć. Zobaczymy, jak sobie poradzi z kolejnymi rywalami w BCL.
- W składzie na ten mecz znalazł się również Milan Milovanović. Serb spędził na boisku 3,5 minuty. W tym czasie nie złapał dobrego podania pod koszem i popełnił niepotrzebne faule. To takie streszczenie przygody Milovanovicia w Anwilu. Szanuję chłopa, ale totalnie się u nas nie sprawdził. Mecz z Telenet Giants był dla niego pożegnaniem z zespołem, bo następnego dnia klub wydał oficjalny komunikat o rozwiązaniu kontraktu. No cóż… To najlepsza decyzja dla obydwu stron.
- Martwi mnie rola, jaką odegrała nasza polska rotacja w tym zwycięstwie. Jakub Karolak i Krzysztof Sulima byli tylko statystami. „Żubr” ostatnio błysnął z GTK i przeciwko Telenet Giant pojawił się na parkiecie już w pierwszej kwarcie, ale przez niemal 7 minut niczym nie zaskoczył. Cały czas potrzebuje zastrzyku pewności siebie. Z kolei występ Karolaka był jeszcze bardziej symboliczny (niecałe 2 min). Szkoda, bo wierzę w tego chłopaka i liczę, że wreszcie zostanie odpowiednio wykorzystany.
- Cieszy kolejne zwycięstwo w Lidze Mistrzów, bo cały czas mamy realne szanse na awans z grupy. W tym celu musimy jednak wspiąć się na wyżyny własnych umiejętności i sprawić niespodzianki w starciach z wyżej notowanymi rywalami. Pocieszające jest to, że nasza grupa jest bardzo wyrównana i każdy może wygrać z każdym. JA WIERZĘ!
Jedna odpowiedź do “Belgijscy „Giganci” polegli w Hali Mistrzów”