Już od dawna było słychać, że Anwil szuka wzmocnienia. Z dnia na dzień wiadomości były coraz głośniejsze aż niedawno wybuchła prawdziwa bomba.
Wydawało się, że priorytetem dla naszego zespołu jest rozgrywający. Na tej pozycji mamy wyraźne braki, bo tylko Kamil Łączyński jest prawdziwym kreatorem gry. Tymczasem kontrakt z Anwilem podpisał Quinton Hosley. To naprawdę duże zaskoczenie!
Styczeń już za nami. Anwil rozpoczął ten miesiąc od porażki z Mistrzem Polski, ale później odniósł pięć kolejnych zwycięstw. Dlatego nie mam zamiaru narzekać. Zakończenie miesiąca oznacza również, że czas wybrać MVP.
Kolejny raz nie postawiłem na rezultaty czysto statystyczne. Tym razem wziąłem pod uwagę niesamowity i niespodziewany błysk jednego z naszych zawodników. Postawiłem na wystrzał formy, który spowodował szeroki uśmiech na twarzach włocławskich kibiców. Nagrodę MVP za miesiąc styczeń otrzymuje ode mnie Jaylin Airington.
Anwil w ostatnich spotkaniach odnosi zwycięstwa, ale do stylu gry można mieć pewne zastrzeżenia. Z kolei Rosa z całą pewnością nie gra na miarę oczekiwań, wręcz zawodzi, ale to zawsze groźny przeciwnik z silną kadrą. Dodatkowo Radom z całą pewnością nie jest miejscem, gdzie łatwo nam się gra.
Te fakty powodowały, że niedzielny hit zapowiadał się ekscytująco. Na szczęście możemy wracać „z tarczą” po tej batalii.
Podczas pierwszej kwart niedawnego meczu z Legią Warszawa strasznie bolały mnie oczy. Żadne krople nie pomagały. Ta sama przypadłość niestety wróciła w trakcie pojedynku z Miastem Szkła Krosno. Co gorsze, tym razem trwała przez całe spotkanie.
Uczciwie trzeba przyznać, że Anwil rozegrał bardzo słabe i brzydkie spotkanie. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy 68:66.
FOTO: http://wloclawek.naszemiasto.plAlmeida podający do Delasa
Nasz Anwil kolejny raz zadbał, żebyśmy nie narzekali na brak emocji. Rundę rewanżową rozpoczęliśmy od wyjazdowego spotkania z AZS Koszalin. Oczywiście byliśmy zdecydowanym faworytem tego pojedynku i przez znaczną część przewaga faktycznie była po naszej stronie.
Kolejny raz nie potrafiliśmy jednak spokojnie kontrolować wydarzeń na parkiecie. Wydawało się, że zwycięzca już jest znany, ale czym byłaby koszykówka w wykonaniu naszej drużyny bez pewnej dawki emocji?
W grudniu nasza drużyna nie rozegra już żadnego spotkania. W ostatnim miesiącu roku zanotowaliśmy całkiem niezły bilans 4-1. Czas więc wybrać MVP tego okresu.
Tym razem nie miałem żadnych wątpliwości co do swojego typu. Jeden z naszych zawodników wręcz odleciał na tle pozostałych.
FOTO: http://www.mksdabrowa.plAlmeida kontra Dambrauskas
Kubeł zimnej głowy wylany na głowę. Zderzenie przy dużej prędkości z przeszkodą. Te uczucia chyba najlepiej obrazują to, co czułem po pierwszym minutach konfrontacji z Treflem Sopot. Anwilowcy weszli w to spotkanie wręcz koszmarnie. Wyglądali, jakby dopiero uczyli grać się w koszykówkę lub urządzili sobie wcześniejsze, mocno zakrapiane, świętowanie Nowego Roku. Nie poznawałem naszej drużyny. Byliśmy straszliwie nieporadni. Szczególnie atak wyglądał niczym z jakiegoś „kiczowatego” filmu komediowego.
Goście mogli wycisnąć z tego fragmentu znacznie więcej. Ostatecznie potrafili osiągnąć przewagę 6:20, co nie brzmi optymistycznie, ale naprawdę mogło być jeszcze gorzej. Na szczęście mecze koszykówki nie kończą się po pierwszej kwarcie i później było już lepiej.
FOTO: ddwloclawek.pl /Daniel WiśniewskiIvan Almeida – prawdziwy as Anwilu
To był niezwykle ważny mecz dla Anwilu. Polski Cukier Toruń to zespół z wysokiej półki, jak na standardy PLK, który depcze nam po piętach w ligowej tabeli. Trzeba było również zmazać plamę z Dąbrowy. Poza tym starcie pomiędzy tymi zespołami powszechnie określane jest mianem derbów, więc w oczach kibiców zawsze mam dodatkowy prestiż.
Na szczęście cel został osiągnięty i Anwil odniósł zwycięstwo. Na brak emocji nie było można jednak narzekać.
FOTO: Natalia Seklecka / ddwloclawek.plAnwil Włocławek – Polski Cukier Toruń
Miałem obawy przed tym meczem. Jak się okazało, całkowicie słuszne. Kolejny raz nie udało się Anwilowi odnieść wyjazdowego zwycięstwa nad MKSem. Niegościnna ta Dąbrowa…
Uczciwie trzeba przyznać, że mecz mógł być naprawdę miły dla oka „niedzielnego” sympatyka koszykówki. Dużo się działo na parkiecie, nie brakowało efektownych akcji, a wynik niemal cały czas był „na styku”.
FOTO: http://www.mksdabrowa.plAlmeida kontra Dambrauskas
Spotkał nas mały zaszczyt, bo Anwil był pierwszą drużyną, którą GTK Gliwice podejmowało na swoim terenie. Miał być mecz w pięknej hali, ale niestety wyszło, jak wyszło i ostatecznie graliśmy w obiekcie przypominającym salę gimnastyczną. Nasz stary „kurnik” wyglądał przy tym, jak euroligowa arena.
Miejsce rozgrywania tego spotkania na szczęście nie zdeprymowało naszych koszykarzy. To było kolejne, pewne zwycięstwo, którego raczej nikt za kilka tygodni nie będzie wspominał.