Zwycięstwo pod kontrolą

Wyjazdowe spotkanie ze Stalą Ostrów Wielkopolski już za nami. Miało być ciężko i lekko rzeczywiście nie było. Najważniejsze jednak, że odnieśliśmy kolejne zwycięstwo i to na trudnym terenie. Prowadziliśmy od pierwszej minuty aż do końcowej syreny. Nawet na chwilę nie straciliśmy inicjatywy. Walki z obydwu stron jednak nie brakowało.

Stal - AnwilFOTO: http://bmslamstal.pl

Już od pierwszych chwil było widać, że Anwil wyszedł na to spotkanie bardzo skoncentrowany. Wielokrotnie zarzucałem naszej drużynie problemy ze skupieniem szczególnie w konfrontacjach z teoretycznie słabszymi rywalami. Ze Stalą po prostu chcieliśmy grać zarówno w ataku, jak i obronie. Przez całe spotkanie to my byliśmy stroną dyktującą warunki gry. „Stalówka” nie mogła się rozpędzić.

Należy jednak przyznać, że mieliśmy trochę szczęścia. Gospodarze mieli spore problemy ze skutecznością. Szczególnie z dystansu i to z całkowicie czystych pozycji. Mimo to dzielnie walczyli i cały czas byli w grze. Obawiałem się, że w końcu te trójki Stali muszą zacząć wpadać i wtedy będzie ciężko.

Zanim rzuty dystansowe zaczęły wpadać, to w trzeciej kwarcie Stal przeprowadziła zmasowany atak. Zaczęli grać intensywnie i agresywnie. Wymuszali sporo fauli. Dużo energii wnosił Mateusz Kostrzewski. „Kostek” spędził na parkiecie tylko lekko ponad 14 minut, ale w tym czasie zdołał zdobyć 13 punktów. Przetrwaliśmy jednak ten napór nie gubiąc swojego rytmu.

Jeśli chodzi o wspomniane rzuty z dystansu, to Stal w końcu wstrzeliła się w ostatniej kwarcie. Michał Chyliński czy Nikola Marković obudzili swoje instynkty i zrobiło się dość gorąco. Nasza przewaga stopniała do zaledwie dwóch punktów. Kolejny napór jednak również udało się przetrwać. Cichym bohaterem tego okresu był Jaylin Airington. Trafił wtedy dwa ważne rzuty (jeden z dystansu), które dały zastrzyk pozytywnej energii całej drużynie. Amerykanin nie był zbyt aktywny w ataku przez większość spotkania, ale w niezwykle ważnym momencie wykazał się spokojem i pokazał klasę.

Kto był głównym aktorem tego spektaklu? Bez wątpienia Ivan Almeida. „El Condor” dwoił się i troił. Wyglądał jakby był bardzo nakręcony na ten mecz. Miał wielką pewność w każdym swoim ruchu i udanie kończył naprawdę niesamowite akcje. Najlepszym podsumowaniem jego występu były ostatnie sekundy spotkania. Gracze „Stalówki” starali się jeszcze faulować, ale Almeida sprytnie tego unikał i ostatecznie zaliczył akcję 2+1. Jak to powiedział komentujący spotkanie Rafał Juć, Ivan pograł z gospodarzami w  „tata wariata”.  Linijka statystyczna Kabowerdeńczyka wypadłą niezwykle okazale – 29 punktów, 7 zbiórek4 asysty. Jakieś pytania jeszcze odnośnie pozycji Almeidy w tej lidze?

Spotkanie w Ostrowie Wlkp. było wielkim debiutem, zarówno w koszulce Anwilu, jak i polskiej lidze, dla Jakuba Wojciechowskiego. Podkoszowy z włoskim paszportem wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Widać, że jest bardzo mobilny na parkiecie i używa głowy w odpowiedni sposób. Ma również bardzo dobrze ułożony rzut. Gospodarze dwukrotnie zostawili mu sporo miejsca na obwodzie i dwukrotnie zakończyło się to celnymi trójkami Wojciechowskiego. W całym meczu miał 5/6 z gry, co przełożyło się na 12 punktów. Okazałe przywitanie z ojczyzną. Martwi jedynie walka pod samym koszem. Mimo świetnych warunków fizycznych raczej nie jest wojownikiem na deskach (tylko 1 zbiórka…). W defensywie miał też naprawdę duże problemy z Adamem Łapetą. Środkowy Stali świetnie wykorzystywał swój wzrost i zdobył w tym meczu 11 punktów. Większość wynikających z naszych błędów lub braków defensywnych, a nie jego finezji czysto koszykarskiej. Mimo tych minusów debiut Wojciechowskiego oceniam na plus.

Braki waleczności Wojciechowskiego na deskach z całą pewnością nadrabia Josip Sobin. Chorwat nie zagrał zbyt dobrze w ataku (6 pkt na skuteczności 3/8), ale miał za to 9 zbiórek. Ręce same składają się do oklasków widząc jak Sobin zostawia serce na parkiecie. Nigdy nie odpuszcza. Wykonuje mnóstwo ciężkiej pracy, której może nie widać na pierwszy rzut oka, ale przynosi dużo korzyści dla zespołu. Patrząc na gabaryty rywali, powiedziałbym nawet, że to praca czysto fizyczna.

Ważnym ogniwem Anwilu był również Quinton Hosley. Prawdziwy mistrz defensywy. Gdy przebywał na parkiecie, to gracze gospodarzy musieli wykazać się podwójną koncentracją, podczas konstruowania swoich akcji. W ataku bardzo sprytnie wymuszał również faule rywali. To też jest sztuka. Miałem wrażenie, że wprowadzał pewien spokój do naszej gry.

Kamil Łączyński podczas ostatniego meczu z Asseco doznał urazu i jego występ w Ostrowie Wlkp. stał pod znakiem zapytania. Ostatecznie nasz kapitan zacisnął zęby i wyszedł na parkiet. Zapewne przez braki treningowe oraz skutki niedawnej kontuzji nie czuł jednak gry. Szczególnie w obronie był często spóźniony i wręcz zagubiony. W ataku też nie był pewnym punktem. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że był najsłabszym elementem naszej piątki. „Łączka” to jednak typ wojownika i nie miał zamiaru „złożyć broni”. W efekcie z czasem było już lepiej. Trafił nawet ważne rzuty, więc to proponuję zapamiętać w jego przypadku. Proszę też zapamiętać, że jest kapitanem zespołu, który legitymuje się bilansem 21-4 i wygodnie siedzi na fotelu lidera PLK.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *