Zamknięty kolejny rozdział europejski

W przeszłości występy w europejskich pucharach były dla nas sprawą normalną. Raz bywało lepiej, a raz gorzej, ale był to element praktycznie każdego naszego sezonu. W ostatnich latach sytuacja uległa jednak diametralnej zmianie. Występy na europejskich parkietach stały się dla nas jedynie wspomnieniem. Czym dłużej trwał taki stan rzeczy, tym tęsknota narastała. Wszyscy byliśmy już strasznie głodni rywalizacji na dodatkowym froncie. Wreszcie, po zdobycia Mistrzostwa Polski, udało się wrócić na ten poziom. W sezonie 2018/2019 nasz Anwil reprezentował Polskę w koszykarskiej Lidze Mistrzów.

Liga Mistrzów

Nie ukrywam, że sam fakt powrotu na europejskie salony był dla mnie wielkim źródłem szczęścia. Brakowało mi tego. Tak jak wszystkim. Czy miałem jakieś oczekiwania przed rozpoczęciem rywalizacji w BCL? Nie. Spodziewałem się nawet, że możemy odgrywać rolę przysłowiowego „chłopca do bicia”. Myślałem, że może jakaś niespodzianka wpadnie, ale w ogóle nie będziemy się liczyć.

Tymczasem już pierwszy mecz okazał się sporą niespodzianką. Bardzo pewnie pokonaliśmy na wyjeździe BK Ventspils. Ten mecz zakończył się rezultatem 78:99. Co ciekawe, tylko dwukrotnie w historii swoich europejskich wojaży odnieśliśmy wyższą wygraną w hali rywali.

Po wysokiej wygranej w Windawie nie staliśmy się z miejsca faworytem grupy. W takich sytuacjach jednak najczęściej „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Nie inaczej było w przypadku Anwilu. Pojawiła się w sercu nadzieja na awans z grupy.

Niestety nie udało się zrealizować tego celu. Zmagania grupowe zakończyliśmy z bilansem 4-10 i zajęliśmy siódme miejsce. Wstydu na pewno nie było, ale pozostał spory niedosyt. Tylko Nizhny Novgorod oraz UCAM Murcia były zespołami dwukrotnie poza naszym zasięgiem. W rywalizacji z tymi ekipami wyraźnie było widać różnicę kultury gry. Byliśmy zdecydowanie słabsi. W konfrontacji z pozostałymi rywalami mieliśmy jednak szanse. Niejednokrotnie potrzebne były dogrywki do wyłonienia zwycięzcy. Niestety, brakowało nam „zimnych głów” i chyba pewnej dawki doświadczenia. Praktycznie podczas żadnej wyrównanej końcówki nie byliśmy w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Szkoda, bo cztery zwycięstwa więcej były spokojnie w naszym zasięgu. Gdyby tak się stało, to pewnie teraz trwałyby przygotowania do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.

Podsumowując, powrót Anwilu na „europejskie salony” oceniam pozytywnie. Tęskniłem za tego typu dodatkowymi emocjami, a teraz wreszcie wróciły i to w dość sporej dawce. Miło było oglądać wielu świetnych zawodników na tle naszej drużyny. Tak tworzą się piękne wspomnienia. Wypadliśmy lepiej, niż spodziewałem się przed rozpoczęciem rozgrywek. Niedosyt jednak pozostał, bo mam świadomość, że była spora szansa ugrać coś więcej. Wyszły pewne nasze braki, ale to była ciekawa przygoda, z której zapewne wyciągnęliśmy lekcje.

Wiem, że europejskie wojaże są wymagające. Drużyna gra więcej spotkań, a długie podróże tylko potęgują zmęczenie. Potrzebne są większe środki finansowe zarówno na szerszy skład, jak i wszelkie sprawy organizacyjne. Nie jest lekko, ale to wspaniała przygoda i dlatego chciałbym, aby wróciła do naszych standardów tak jak za dawnych lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *