Można śmiało powiedzieć, że Trefl Sopot rozczarowuje w obecnym sezonie. Takie stwierdzenie jest jednak niesamowicie delikatne i wręcz dyplomatyczne. Trójmiejski klub ma potencjał, ale nie potwierdza tego na parkiecie i okupuje dolne rejony tabeli. Wczoraj we Włocławku to się potwierdziło. Trefl grał ambitnie, ale nie był w stanie przejąć spotkania i ostatecznie Anwil wygrał 97:85.
FOTO: anwil24.pl
- Trefl naprawdę ma ciekawy skład i spory potencjał. Liczą się jednak wyniki, a tego w Sopocie brakuje. Obecnie mają żenujący wręcz bilans 3-15 i zamykają ligową tabelę. W Hali Mistrzów starali się, jak mogli i przez długi czas byli bardzo blisko Anwilu, ale „Rottweilery” pokazały więcej koszykarskiej klasy.
- Wśród gości poszaleli Ovidijus Varanauskas (18 pkt, 7 zb i 4 as) oraz Sasa Zagorac (24 pkt i 4/6 za trzy). Byli niezwykle ofensywnie usposobieni, ale czasami nie błyszczeli w obronie.
- Nasza defensywa też wiele razy była ospała i ułatwiała gościom dziurawienie obręczy.
- Jarosław Zyskowski cały czas idzie w górę ze swoją formą. We wczorajszym meczu miał niesamowicie gorącą rękę. Zdobył aż 24 punkty, trafiając 6/8 z obwodu! To są jego najlepsze osiągnięcia w koszulce Anwilu. „Zyziu” był jak prawdziwy egzekutor w naszej ekipie. Zajmował dogodną pozycję i czekał na dobre podania od kolegów. Ze swojego zadania wywiązywał się perfekcyjnie.
- Co do podań, to bardzo podobało mi się dzielenie piłką przez naszych zawodników. Widać było, że tworzymy drużynę, która naprawdę się rozumie. Zespół zanotował aż 29 asyst, a brylował w tym oczywiście Kamil Łączyński (11 as).
- Na obwodzie prawdziwym asem był Zyskowski, a bliżej kosza rządził Nikola Marković. Serb bezlitośnie ogrywał podkoszowych Trefla i punktował lub chętnie oddawał do lepiej ustawionych kolegów. Grał w swoim stylu, czyli niezwykle uniwersalnie, a statystyki tylko to potwierdzają: 20 punktów, 4 zbiórki, 4 asysty. Marković jeszcze niedawno strasznie zawodził i był traktowany jak „czarna owca” w naszej ekipie. Z meczu na mecz gra jednak coraz lepiej i jego forma wyraźnie rośnie. Oby tak dalej, bo liczę, że to nie koniec fajerwerków ze strony Serba.
- Mecz z Treflem był szczególny pod jeszcze jednym względem. Na parkiet Hali Mistrzów znowu wybiegł Ivan Almeida. Do Włocławka przybył jakieś 24h przed meczem i od trzech miesięcy nie rozegrał żadnego spotkania, więc spodziewałem się, że jeśli trafi na boisko, to będzie raczej występ symboliczny. Takie 2-3 minuty w końcówce przy solidnej zaliczce punktowej. Tymczasem „El Condor” zawitał na boisku jeszcze w pierwszej kwarcie! Ogólnie rozegrał 18 minut. Można było dostrzec, że nie jest jeszcze typowym Ivanem, ale i tak robił różnicę. Rozruszał naszą ofensywę i przypomniał o sobie efektownymi wsadami. To kibice kochają i tego brakowało w tym sezonie. Almeida również zagwarantował bardzo dobrą defensywę oraz wsparcie na deskach. Zaimponowało mi również jak chętnie i dokładnie posyłał piłki kolegom. Można było odnieść wrażenie, że świetnie się rozumie z zespołem. Jakby razem trenowali od kilku tygodni. Efekt tak uniwersalnej gry jest widoczny w statystykach Kabowerdeńczyka: 12 punktów, 4 zbiórki, 6 asyst i 4 przechwyty. Biorąc pod uwagę, że zagrał niemal prosto z samolotu i miał dość długą przerwę od koszykówki, to jestem pod naprawdę sporym wrażeniem!
- Vladimir Mihailović w 18,5 minuty zanotował 1/6 z gry i nie rozdał ani jednej asysty. Jakieś pytania?
- Wraz z ekipą Trefla do Włocławka przybył oczywiście Paweł Leończyk. Nasz Mistrz został oczywiście bardzo miło przywitany przez trybuny. Na parkiecie jednak za wiele nie zrobił. W sumie to można powiedzieć, że był i trochę pobiegał. Żałuję, że „Leon” tak się marnuje, bo bardzo cenię jego grę i cały czas żałuję, że nie pozostał w Anwilu.
Jedna odpowiedź do “Trefl rozstrzelany przez „Zyzia””