Ciężki bój z Kingiem

PLK wróciła do Hali Mistrzów. Po nieudanej inauguracji w Gdyni zwycięstwo naszego zespołu było wręcz konieczne. King Szczecin to nie jest jednak drużyna z przypadku. Goście postawili bardzo twarde warunki, ale na szczęście Anwil wykazał się większą konsekwencją w decydujących momentach i odniósł zwycięstwo 86:82.

AnwilFOTO: Andrzej Romański / plk.pl

  1. Spotkanie rozpoczęło się od bardzo ciekawej i wręcz wzruszającej uroczystości. Pod kopułą hali został odsłonięty baner upamiętniający zdobycie Mistrzostwa Polski w zeszłym sezonie. Piękna chwila, która momentalnie odświeżyła jeszcze piękniejsze wspomnienia!
  2. Chaos. Tak chyba w jednym słowie można streścić grę Anwilu z początku tego spotkania. Nasz zespół był jakiś taki stremowany. Potrafiliśmy ładnie rozprowadzić piłkę, wypracowując czyste pozycje na obwodzie. Tylko co z tego, jeśli totalnie brakowało skuteczności? Za dużo było również strat czy błędów w obronie. Anwil grał po prostu zbyt nerwowo.
  3. King nie miał zamiaru czekać na nasze przebudzenie. Goście szybko złapali swój rytm i rozpoczęli ucieczkę punktową. To wykreowało późniejszy obraz gry. Praktycznie przez cały czas „Wilki Morskie” były stroną uciekającą, a my mozolnie goniliśmy. Po pierwszej kwarcie było 15:22, a do przerwy 36:42.
  4. W trzeciej odsłonie wreszcie potrafiliśmy wyjść na minimalne prowadzenie. Cały czas brakowało jednak swego rodzaju „instynktu dominatora”. Anwil cały czas nie był w stanie udowodnić swojej wielkości. Ciągle przytrafiało nam się zbyt wiele błędów czy nieprzemyślanych akcji. Kończyło się tym, że King za każdym razem odzyskiwał prowadzenie. Goście cały czas starali się grać swoją koszykówkę i po 3/4 spotkania prowadzili 59:62.
  5. Ta trzecia kwarta, mimo że nie do końca udana, była dobrym zwiastunem ostatniej części. W czwartej odsłonie Anwil wreszcie wrzucił wyższy bieg. Zyskaliśmy więcej luzu w ataku, a co najważniejsze, nasza obrona wreszcie uległa znacznej poprawie. Dla Kinga to było już za wiele. Szczecinianie dzielnie walczyli i utrzymywali się w grze do ostatnich sekund, ale po prostu nie byli w stanie zdobyć Hali Mistrzów przy takiej dyspozycji gospodarzy.
  6. Dla postronnego widza to nie był spektakl pięknej koszykówki. Mecz raczej dla koneserów. Miałem wrażenie, że sędziowie gwizdali naprawdę dużo fauli i to też przeszkadzało w delektowaniu się tym pięknym sportem.
  7. To był nasz pierwszy mecz w tym sezonie, gdy musieliśmy gonić wynik. Na szczęście, goście nie byli w stanie jakoś spektakularnie odskoczyć. Mimo że King przez znaczną część spotkania był na prowadzeniu, to ja i tak zachowywałem dziwny spokój i optymizm. Czekałem tylko jak Anwil wrzuci wyższy bieg, bo czułem, że podczas tego meczu jest w stanie to zrobić, a moja wizja znalazła odzwierciedlenie w rzeczywistości podczas wspomnianej czwartej kwarty. Chciałbym, aby Anwil w każdym meczu wręcz zgniatał rywala, ale trzeba być realistą i cieszyć się również z takich zwycięstw. Szczególnie że rozpoczęliśmy naprawdę trudny sezon.
  8. „Wilki Morskie” poległy we Włocławku, ale pozostawiły po sobie naprawdę dobre wrażenie. Wielu ekspertów przed sezonem uważało, że ta drużyna może sporo namieszać i ja się pod tym podpisuję. Ciekawie zbudowana ekipa, gdzie zagrożenie może nadejść z wielu stron.
  9. Po szczecińskiej stronie czołową rolę odgrywał Paweł Kikowski. Szczególnie w pierwszych etapach spotkania był nie do zatrzymania. Ten doświadczony koszykarz trafiał niesamowite rzuty. Takie trafienia jeszcze bardziej nakręcały ekipę gości i zarazem pogłębiały niemoc Anwilu. W późniejszym czasie Kikowski strasznie jednak przycichł. Nie wiem sam, czy to efekt poprawy naszej defensywy, czy po prostu wystrzelał się w pierwszych minutach. Mecz zakończył jednak z bardzo dobrymi statystykami na poziomie 18 punktów, 6 zbiórek5 asyst.
  10. Obawiałem się, że to będzie pierwszy słaby występ Michała Michalaka w tym sezonie. Do przerwy w ogóle nie istniał. Po zmianie stron zobaczyliśmy jednak inne oblicze tego gracza. Michalak ponownie obudził w sobie ten instynkt zabójczy. Znowu zaczął seryjnie trafiać. Jego rola w tym meczu jest nieoceniona. Kolejny raz został naszym najlepszym strzelcem. Do 19 punktów dołożył jeszcze 7 zbiórek4 asysty. Na chwilę obecną sprowadzenie Michalaka wydaje się przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę”.
  11. Josip Sobin chyba zasługuje na jakąś oddzielną kategorię w ramach tego bloga. Bardzo często chwalę Chorwata, ale nie sposób przejść obojętnie obok jego występów. Tym razem nie był pewnym dostarczycielem punktów, bo zanotował tylko 2/6 z gry. Tytaniczna praca, jaką wykonywał bez piłki, jednak budzi podziw. Z niesamowitą zawziętością walczył o pozycje pod koszem, a Martynas Sajus czy Darrell Harris do konusów z całą pewnością nie należą. Sobin przypieczętował swój występ 8 zbiórkami, czyli był pod tym względem najlepszy ze wszystkich, którzy pojawili się na parkiecie.
  12. Oficjalny debiut w Anwilu zaliczył Mateusz Kostrzewski, który wrócił do gry po kontuzji. Kibice nie będą raczej wspominać tego występu „Kostka” latami, ale zagrał naprawdę solidnie. Spędził na parkiecie 23,5 minuty i wniósł sporo walki. Jego dorobek to 11 punktów (4/5 z gry) oraz 5 zbiórek. Jeśli tego typu wkład w grę zespołu będzie miał w każdym meczu, to ja jestem optymistą.
  13. Pozytywne wrażenie wywarł na mnie Igor Wadowski. Niby nie grał za wiele, bo tylko 8,5 minuty, ale wykorzystał ten czas w pełni. Na parkiecie był bardzo odważny i grał bez przesadzonego respektu. Znając jego pozycję w drużynie, spodziewałem się zobaczyć raczej przestraszonego małolata, a tu niespodzianka. Na przestrzeni długiego i ciężkiego sezonu może nam się naprawdę przydać.
  14. Nasza gra wygląda jednak najlepiej, gdy na parkiecie przebywa Kamil Łączyński. Ta teza kolejny raz znalazła potwierdzenie. Tym razem „Łączka” dostarczył drużynie 11 punktów (3/3 z gry) oraz 7 asyst.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *