Twarda Stal bliska sensacji

Anwil kolejny raz zaserwował nam niepotrzebną nerwówkę. Ostrów Wielkopolski to nie jest łatwy teren, ale wydawało się, że już mamy gospodarzy „w garści”. Stal jednak walczyła bardzo ambitnie do samego końca i była blisko sprawienia wielkiej niespodzianki. Mecz uratował dla nas Chase Simon swoim fenomenalnym rzutem i ostatecznie „Rottweilery” zwyciężyły 96:98. Było gorąco…

Energa Basket Liga
  1. Stal od samego początku grała bardzo zdecydowanie. Gospodarze często rozbijali naszą obronę agresywnymi penetracjami.

  2. Anwil grał jednak spokojnie i konsekwentnie. Wierzyliśmy w swój plan i to zaczęło przynosić efekty. Z minuty na minutę coraz bardziej przejmowaliśmy spotkanie. Wyglądaliśmy jak zespół lepszy pod każdym względem.

  3. Na ok.7 min przed końcową syreną prowadziliśmy 67:82 i wtedy się zaczęło. W głowach naszych zawodników, kolejny raz, mecz zakończył się przedwcześnie. Anwil zaczął grać niemrawo, a Stal nie odpuszczała. Każda udana akcja jeszcze bardziej nakręcała gospodarzy. „Stalówka” była przepełniona energią, a my wręcz przeciwnie. Od razu wróciła wizja demonów przeszłości i spotkań z Treflem Sopot czy HydroTruckiem Radom. Wszystko na to wskazywało. Trzema trójkami ratował nas Ledo, ale to i tak nie ostudziło zapału gospodarzy. Stal miała wielką ochotę, aby nas zniszczyć i była tego naprawdę bliska, bo na 12 sekund przed końcem objęła wreszcie prowadzenie 96:95. Odbyli niesamowitą pogoń, byli naładowani żądzą zwycięstwa i prawie zrealizowali swój cel.

  4. Pewna reklama telewizyjna przed laty uraczyła nas jednak sloganem, że „prawie robi wielką różnicę” i tak właśnie było w tym przypadku. Anwil znalazł się w naprawdę ciężkiej sytuacji, ale uratował nas Chase Simon. Amerykanin został prawdziwym bohaterem tego spotkania. Bez kalkulacji, bez chwili zastanowienia, przymierzył z narożnika i trafił trojkę, która zapewniła nam zwycięstwo. Sam nazywam często tego gracza „cichym zabójcą” i tak właśnie zachował się w tej sytuacji, a do tego kolejny raz udowodnił, że jest również zimnokrwisty. Wielki rzut wielkiego zawodnika. Amerykanin uratował wesoły klimat przedświąteczny w sercach włocławskich kibiców. Simon tym rzutem przyćmił wszystko inne, ale trzeba przyznać, że przez całe spotkanie grał bardzo dobrze. Zdobył 19 punktów, trafiając 4/5 z dystansu.


  5. Sporą dyskusję wywołała sytuacja poprzedzająca trójkę Simona. O zbiórkę walczyli Mokros oraz Chris Dowe. Sędziowie orzekli aut i piłkę dla Anwilu. Ta decyzja była wręcz karygodna dla kibiców Stali, bo doszukiwali się przewinienia amerykańskiego gracza. Ja zgodzę się, że sędziowie popełnili błąd, a sekwencja w tej sytuacji wyglądała następująco: faul Mokrosa –> aut Mokrosa –> faul Dowe’a. Jak widać, zaczęło się od „przymknięcia oczu” na błędy gracza Stali, więc ostatecznie dobrze nie można mieć zastrzeżeń do końcowej decyzji.


  6. Prawdziwym reżyserem gry był Tony Wroten. Amerykanin skupił się na spokojnym rozgrywaniu i kreowaniu rzutów dla kolegów. Wychodziło to po prostu genialnie! Wroten potrafił zaskoczyć wszystkich i posyłać takie podania, że komentator Łukasz Cegliński słusznie nazywał je „ciasteczkami”. To były wręcz takie małe dzieła sztuki. Licznik asyst naszego rozgrywającego rósł w zastraszającym tempie i ostatecznie zatrzymał się na liczbie 18! Kosmiczne osiągnięcie! Zdecydowany rekord obecnego sezonu PLK i trzeci najlepszy rezultat w całej historii (statystyki są liczone od sezonu 1998/1999). Nie jest to jednak najlepsze osiągnięcie w historii naszego klubu, ale wspomniałem już o tym na „fejsbukowym fanpejdżu”.


  7. Występ Wrotena przeszedł do historii, ale miał też ciemniejsze oblicze. Amerykanin świetnie wywiązał się z roli kreatora gry, ale zawiódł jako lider. W ważnym momencie nie trafił swojego popisowego wejścia na kosz i fatalnie przestrzelił dwa rzuty wolne. To nie wyglądało dobrze… Simon swoim niesamowitym trafieniem uratował nie tylko mecz dla Anwilu, ale również końcową ocenę występu swojego krajana. Szkoda też, że Wroten nie dobił do double-double, bo jego licznik punktowy zatrzymał się na 9 „oczkach”.

  8. Gdy w czwartej kwarcie Stal „nabierała wiatru w żagle” i wydawało się, że nas stłamszą swoją energią, to sytuację ratował Ricky Ledo. Amerykanin trzykrotnie trafiał za trzy i dzięki temu utrzymywaliśmy swoje prowadzenie. Ledo rozgrywał bardzo dobre zawody i trafił kilka naprawdę niesamowitych rzutów. Zdobył 26 punktów, zaliczając 7/10 zza łuku. Jego pewność siebie zdecydowanie rosła, ale w pewnym momencie obrała chyba zły kierunek. Nie rozumiem, dlaczego nasz skrzydłowy zaczął bawić się w przeprowadzanie piłki. Robił to niemrawo i dwukrotnie rezultatem była strata i faul niesportowy. To taka wyraźna rysa na świetnym występie Ledo.

  9. Od samego początku w ekipie Stali ostro szalał Paulius Dambrauskas. Litwin bardzo dynamicznie i agresywnie atakował kosz. Mieliśmy spory problem z takimi akcjami. Dambrauskas był najlepszym strzelcem swojego zespołu, zdobył 20 punktów, a do tego dołożył 4 zbiórki.

  10. Podczas tej pogoni w czwartej kwarcie do gry gospodarzy sporo wnieśli Jarosław Mokros (16 pkt) oraz Przemysław Żołnierewicz (15 pkt i 5 zb). Swoimi akcjami nakręcali cały zespół i trafili kilka niespodziewanych rzutów. Panowie byli niczym przekaźniki energii oddziałujące na całą drużynę. W ostatniej, desperackiej, akcji Żołnierewicz trochę jednak spanikował.

  11. Stal przegrała, ale na pewno zasłużyła na brawa za swoją ambitną postawę. Podopieczni trenera Łukasza Majewskiego pokazali charakter. Ten sezon jest ciężki dla ostrowskich kibiców, ale trzeba przyznać, że ich zespół robi postępy.

  12. Po końcowej syrenie cały czas było gorąco w Szkole Podstawowej nr 2, ale nie chce komentować tych wydarzeń, bo nie byłem naocznym świadkiem. Napiszę tylko, że na wielki szacunek zasłużył trener Igor Milicić oraz nasz kapitan Szymon Szewczyk, którzy wstawili się za włocławskimi kibicami.

Jedna odpowiedź do “Twarda Stal bliska sensacji”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *