Czy Henderson zasłużył na ten zaszczyt?

Przed sezonem kibice Anwilu wybrali „Drużynę 30-lecia”. Do elitarnej dziesiątki trafił m.in. Gerrod Henderson. Głosy na Amerykanina spływały w pokaźnych ilościach, bo ostatecznie zajął trzecie miejsce wśród obrońców oraz piąte bez podziału na pozycje.

W ramach obchodów naszego 30-lecia w PLK emerytowany rozgrywający ponownie zawitał we Włocławku. Henderson był gościem specjalnym w Hali Mistrzów podczas meczu ze Startem Lublin. Anwil wygrał to spotkanie 86:63, ale odnoszę wrażenie, że główną uwagę skupił na sobie właśnie Gerrod, który obserwował pojedynek z poziomu trybun. Wizyta Amerykanina to było prawdziwe show. Nie brakowało zbijania piątek, wspólnych zdjęć czy odpowiedniego uhonorowania naszego byłego zawodnika. Fani byli zachwyceni, a Henderson tylko to wszystko nakręcał, bo nic nie stracił ze swojej charyzmy i widać było, że jest w swoim żywiole.

Przy okazji tego wydarzenia pewni znani w środowisku dziennikarze zakwestionowali wybór Hendersona do tak elitarnego grona. Czy słusznie?

Gerrod Henderson Anwil WłocławekFOTO: Piotr Kieplin

Zacznę od najważniejszego. „Drużyna 30-lecia” nie powstała na podstawie statystyk czy listy osiągnięć. To nie jest efekt wyliczeń ekspertów lub statystyków. Ten plebiscyt był subiektywnym wyborem kibiców, a spojrzenie fanów często jest filtrowane przez serce kosztem chłodnej analizy.

Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że Henderson miał dwa podejścia do Anwilu. Najpierw w sezonie 2007/2008 i ta przygoda miała rewelacyjny początek. „Rottweilery” pokonały naszpikowany gwiazdami Prokom i sięgnęły po Superpuchar Polski, co było sporą niespodzianką. Jedną z czołowych ról w tym widowisku odegrał właśnie amerykański obwodowy. Ligowe zmagania też rozpoczęliśmy z przytupem i wykręciliśmy bilans 11-2. Henderson spełniał funkcję lidera tej ekipy i wykręcał statystyki na poziomie 15,6 punktów, 4,2 zbiórki, 3,1 asysty oraz 1,1 przechwytów.

Dobra forma Amerykanina nie przeszła bez echa i konkretne pieniądze na stół wyłożył ukraiński Azowmasz Mariupol. Gerrod nie chciał przegapić takiej okazji i opuścił Włocławek pod koniec stycznia. Po odejściu Hendersona gra Anwilu momentalnie przeżyła zapaść, ale to temat na oddzielny wpis.

Ta rozłąka nie potrwała długo, bo przed kolejnymi rozgrywkami Amerykanin ponownie parafował umowę z naszym klubem. Tym razem osiągał jeszcze lepsze statystyki – 18,7 punktów, 3,6 asyst oraz 3,3 zbiórki. Ten epizod też nie potrwał jednak długo, bo w organizmie Hendersona wykryto jakieś nielegalne substancje. Niefajna sytuacja…

Czy zawodnik, który nie rozegrał w naszych barwach nawet jednego pełnego sezonu, powinien mieć miejsce obok tych najbardziej zasłużonych? Gracz, który najpierw wybrał ukraińskie pieniądze, a następnie wpadł na czymś, co zawodowy sportowiec powinien omijać szerokim łukiem. To są niezaprzeczalne i bardzo brzydkie kleksy w CV amerykańskiego koszykarza. W mojej dziesiątce zabrakło miejsca dla Hendersona, ale został wyróżniony jako jedenasty. Dlatego nie jestem zdziwiony, że znalazł uznanie w głosowaniu fanów. Upływ czasu sprzyja przymykaniu oczu na pewne wybryki i to jest całkowicie normalne zjawisko. Często zapominamy o tym, co złe, a zaczynają górować jedynie pozytywne wspomnienia. W przypadku Hendersona, pomimo krótkiego stażu, zdecydowanie takich nie brakowało! Przez lata powstała we Włocławku legenda czy wręcz kult tego zawodnika i to nie bezpodstawnie.

Henderson to przede wszystkim magia na parkiecie. Amerykanin nie kupił kibiców oddaniem klubowi czy listą sukcesów. Każdy mecz przyprawiał jednak szczyptą koszykarskiej magii. Prezentował umiejętności oraz zagrania, po których publiczność odruchowo wstawała, decybele dopingu momentalnie wzrastały, a dłonie mimowolnie klaskały. Henderson potrafił czarować jak mało kto w naszej historii. Odgrywał rolę prawdziwego lidera i poprowadził Anwil do kilku zwycięstw w naprawdę ciężkich bataliach. Prawdziwy czarodziej z Luizjany.

Poza tym zawsze był wulkanem energii, który zarażał pozytywnym nastawieniem wszystkich dookoła. Potrafił także wchodzić w interakcje z kibicami, bo prezentował taki specyficzny „amerykański luz”, obok którego nie można było przejść obojętnie. Henderson robił niesamowite show, a przecież wszyscy to kochamy. Zaryzykuję stwierdzenie, że Amerykanin był takim uosobieniem wymarzonego zawodnika dla większości sympatyków koszykówki. Niesamowite umiejętności łączył z intrygującym charakterem i tą kombinacją skradł tysiące serc. Nic dziwnego, że jeszcze przez wiele lat mnóstwo włocławskich fanów wzdychało z tęsknoty i marzyło, aby Henderson jeszcze raz przywdział trykot Anwilu. Nietuzinkowy zawodnik.

Reasumując, Henderson to świetny koszykarz. Troszkę jednak zabrakło, aby trafił do mojej dziesiątki. Większą wagę przykładałem do zasług. Nie jestem jednak w ogóle zaskoczony, że ktoś oddał swój głos na Amerykanina. Tej magii nie sposób wyprzeć z pamięci. Odnoszę wrażenie, że do zrozumienia fenomenu Hendersona należy spełnić jeden kluczowy warunek. Trzeba być kibicem Anwilu i te 14-15 lat temu regularnie obserwować poczynania Amerykanina z poziomu trybun. W takich okolicznościach czary Gerroda mają największą moc 😉 .

PS. Do „Drużyny 30-lecia” trafił również Otis Hill. Myślę, że nad słusznością wyboru tego zawodnika można toczyć podobne dyskusje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *