10 minut strachu w Halloween

Halloween charakteryzuje się atmosferą strachu. Koszykarze Anwilu postanowili dołączyć do obchodów tego święta i podczas meczu ze Startem Lublin przyprawili sporą część kibiców o gęsią skórkę. Okazało się jednak, że było to tylko 10 minut strachu w Halloween.

Kontuzja Kamila ŁączyńskiegoFOTO: Natalia Seklecka / ddwloclawek.pl
Kamil Łączyński kontuzjowany

Od początku meczu Anwilowcy byli totalnie zdekoncentrowani. Strata poganiała stratę. Na dodatek w totalnie bezsensownych okolicznościach. Wyglądało jakby nasi zawodnicy zapomnieli jak gra się w koszykówkę. Gracze Startu oczywiście wykorzystywali naszą niemoc i dość łatwo punktowali. Szczególnie brylował w tym dobrze nam znany James Washington. W pierwszej części tego spotkania graliśmy po prostu fatalnie i przyznam szczerze, że miałem pewne obawy o końcowy wynik. Po pierwszej kwarcie Start prowadził 13:22.

W drugiej odsłonie byliśmy już jednak świadkami zupełnie innego meczu za sprawą totalnie odmienionej gry Anwilu. Nasz zespół wrócił na właściwy tor. Zaczęliśmy grać swoją koszykówkę, co przyniosło efekt. Od tego momentu zaczęło się stopniowe gromienie Startu. Ostatecznie zatrzymaliśmy się na wyniku 80:57, czyli kolejny rywal został wręcz zdemolowany w Hali Mistrzów.

Od drugiej kwarty strasznie poprawiła się nasza defensywa. Rywale nie mogli sobie z tym poradzić. Liderzy Startu niemal całkowicie zostali wyłączeni z gry. Wspomniany Washington zakończył mecz mając 11 punktów, ale znaczną większość zdobył w pierwszej kwarcie. Chavaughn Lewis wypadł jeszcze gorzej, bo zdobył tylko 6 „oczek”. Okazało się, że dwie zabójcze strzelby z Lublina mają za słabe pociski na włocławską defensywę. Amerykański duet zanotował w tym spotkaniu skuteczność na poziomie 5/22. To ich najgorszy występ w bieżącym sezonie. Nie ukrywam, że po ostatnim ćwierćfinale PO bardzo cieszy mnie takie wyłączenie Lewisa ;).

Jak wiadomo, szczelna defensywa napędza szybki tak, czyli element w którym czujemy się świetnie. To właśnie ten element pozwolił na szybkie objęcie prowadzenia i rozpoczęcia demolki. Swoją koszykówkę grał Ivan Almeida, który był naszym najlepszym strzelcem z 18 punktami na koncie. „El Condor” grał po prostu tak, jak nas do tego przyzwyczaił. Trochę niespodziewane ważną rolę w tym spotkaniu odegrał również Szymon Szewczyk. Pochodzący ze Szczecina koszykarz w koszulce Anwilu tak dobrze jeszcze nie grał. Zanotował prawdziwe „wejście smoka”. W 17.5 minuty na parkiecie zdobył 17 punktów oraz miał 5 zbiórek. Oby jak najwięcej takich przebudzeń weterana.

Osobnym tematem jest Jaylin Airington. Wiele razy pisałem, że ten chłopak potrzebuje czasu. Teraz można odnieść wrażenie, że cierpliwość popłaca. Już podczas ostatniego meczu z Czarnymi sporo wniósł do naszej gry, a przeciwko Startowi zagrał jeszcze lepsze zawody. W dużej mierze przez niespodziewane wydarzenie spędził na parkiecie aż 31 minut, ale w pełni wykorzystał ten czas. Airington uzbierał w tym meczu 12 punktów. Wreszcie nie był tylko koszulką błąkającą się po boisku. Oby to był znak, że Airington znalazł już swoje miejsce w tej drużynie i nie spadnie poniżej pewnego poziomu.

Niestety muszę jeszcze wrócić do tych strachów z pierwszych 10 minut meczu. Bardziej od wyniku i słabej gry Anwilu przestraszyło mnie inne wydarzenie. Kamil Łączyński po niefortunnym zderzeniu z arbitrem doznał kontuzji i nie był w stanie kontynuować gry.

 

Rozumiem, że istnieją jakieś schematy ustawienia sędziów, ale panowie z gwizdkami muszą przede wszystkim czytać grę. Boisko jest tylko i wyłącznie dla zawodników. Tutaj wygląda jakby sędzia czekał na podanie piłki, żeby przymierzyć za trzy. To było nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu przez wyraźny błąd w wykonywaniu swojej pracy. Dobry powód do zwolnienia pracownika… Uważam, że ten sędzia powinien być obarczony karą finansową oraz odsunięty od prowadzenia spotkań ligi, która stara się być poważna i profesjonalna.

Na szczęście klub wydał dzisiaj oświadczenie w sprawie „Łączki” i okazało się, że nie jest tak źle. Troszkę sobie Kamil odpocznie i nie zagra w najbliższym meczu z Legią Warszawa, ale później powinno już być dobrze. Całe szczęście! W świetle przepisu o dwóch Polakach na parkiecie oraz naszym „dobrobycie” na pozycji rozgrywającego to mogłoby mieć bardzo słaby finał…

 

Jedna odpowiedź do “10 minut strachu w Halloween”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *