Wielki mecz, wielkie emocje i wielki Anwil!
Samo myślenie o finale FIBA Europe Cup rozbudzało we mnie niesamowite emocje i powodowało, że nie mogłem wysiedzieć w jednym miejscu. Jesteśmy już po pierwszym spotkaniu i muszę przyznać, że rzeczywistość przerosła moje oczekiwanie. Dawno nie doświadczyłem takiej dawki ekscytacji. Nic dziwnego, bo nasze „Rottweilery” bardzo ambitnie walczyły, a Hala Mistrzów odlatywała. Takie pojedynki wspomina się latami! Podejrzewam, że wyjazd do Włocławka na długo utkwi także w pamięci zawodników Cholet Basket.
Najważniejsze jednak, że wygraliśmy 81:77 i na półmetku rywalizacji jesteśmy bliżej tego wymarzonego triumfu.
Statystki z tego meczu można zobaczyć TUTAJ, a poniżej zawarłem kilka swoich myśli.
- Cholet Basket to naprawdę mocna ekipa. Zaprezentowali wysoką kulturę gry i widać było sporo jakości w ich poczynaniach. Francuzi stanowili zagrożenie niemal w każdym elemencie. Potrafili pięknie rozgrywać piłkę, wypracowywać dogodne pozycje rzutowe i przede wszystkim trafiać. Gościom nie brakowało także fizyczności czy po prostu centymetrów i sprawiali nam przez to sporo problemów.
- Ten mecz spowodował, że z całą pewnością zapamiętam kilka nazwisk z francuskiej ekipy. Doświadczony T.J. Campbell (10 pkt, 9 as, 3 zb) to prawdziwy reżyser gry, który rozdawał wręcz magiczne podania. Silny obwodowy Boris Dallo (17 pkt, 8 zb, 3 as) zaskoczył nas swoimi umiejętnościami strzeleckimi oraz czytaniem gry. Po raz pierwszy trafił trzy trójki w bieżącym sezonie FEC. Neal Sako (14 pkt, 7 zb) świetnie wykorzystywał swój wzrost oraz skoczność. Perry Ellis (8 pkt, 3 zb) bywał nieprzewidywalny. Z kolei Dominic Artis (19 pkt, 4 as, 4 zb), znany z parkietów PLK, dołożył prawdziwy pierwiastek szaleństwa i ciągnął grę Cholet w niektórych momentach.
- Gorąca atmosfera na trybunach od samego początku pobudziła naszych koszykarzy. Anwilowcy wyszli na to spotkanie niesamowicie zmotywowani i nakręceni. Szybko uderzyliśmy w rywali i narzuciliśmy własne warunki. Gra „Rottweilerów” wyglądała pięknie i emanowała energią.
- Problemy nadeszły w drugiej kwarcie. Cholet trafiło kilka rzutów z dystansu i uszło z nas powietrze. Zgubiliśmy swój rytm. Goście zaczęli na dodatek sprytnie dostarczać piłki pod obręcz, gdzie zdecydowanie górowali.
- Anwil zaimponował mi, że pomimo tak wymagającego przeciwnika i takiej wagi spotkania potrafił wrócić do gry. Największym atutem „Rottweilerów” było zaangażowanie. Walczyliśmy o każdą piłkę. Nasza ekipa pokazała charakter i udowodniła, że chce dać z siebie wszystko oraz zostawić serce na parkiecie. Pod tym względem mało który zespół byłby w stanie dorównać włocławskim Trójkolorowym.
- Oczywiście triumf nie byłby możliwy, gdy to nastawienie nie zostało poparte odpowiednimi zmianami taktycznymi. Trener Przemysław Frasunkiewicz dobrze reagował na wydarzenia boiskowe. W drugiej połowie ograniczyliśmy Cholet dogrywanie piłek pod kosz i to przyniosło efekt. Warto zaznaczyć, w przez całą trzecią oraz czwartą kwartę zatrzymaliśmy rywali na zaledwie 24 punktach.
- Anwil bardzo rozsądnie operował piłką i spokojnie szukaliśmy jak najlepiej ustawionych zawodników. Takie granie zaowocowało 24 asystami, co jest bardzo dobrym rezultatem.
- Główną bronią „Rottweilerów” były bez wątpienia rzuty z dystansu. Przy rosłych zawodnikach Cholet mieliśmy spore problemy z budowaniem akcji pod kosz. Na szczęście trójki całkiem nieźle wpadały, bo zanotowaliśmy 13/29 w tym elemencie, czyli niemal 45%.
- Sporo na tej płaszczyźnie namieszał Phil Greene IV. Amerykanin wszedł w ten mecz z wielką rządzą rozstrzelania Francuzów, więc łapał piłkę i robił swoje. Niesamowicie był nakręcony. Odgrywał rolę naszego głównego żądła i zaliczył kilka naprawdę wielkich trafień. PGIV został najlepszym strzelcem Anwilu. Trafił 5 trójek, zdobył 20 punktów i dołożył jeszcze 3 asysty, 3 zbiórki oraz 2 przechwyty. Z taką formą Greene’a możemy osiągnąć naprawdę wiele!
- Mnóstwo energii w swoim stylu wniósł oczywiście Victor Sanders. Kręcił obrońcami, zaskakiwał i trafiał. Cholet na pewno wie, jak gra ten zawodnik, ale Sanders bywa tak nieprzewidywalny, że i tak jest ciężki do zatrzymania. Pomimo mocnego przeciwnika, Amerykanin i tak utrzymał swój standardowy poziom, bo o dobrej defensywie również nie zapomniał. Wspomnę jeszcze tylko, że zdobył 16 punktów.
- Kamil Łączyński nie był tego dnia pewny pod względem rzutowym i chyba sam miał tego świadomość. Jakość brakowało Kapitanowi pewności w tym ważnym elemencie i nie podejmował zbyt wielu prób. Ostatecznie zdobył tylko 2 punkty. Brylował za to pod innymi względami. Przede wszystkim świetnie dyrygował grą całego zespołu i rozdał 10 asyst. Może „Łączka” nie stanowił zbyt wielkiego zagrożenia ofensywnego, ale sprawiał, że gra całego zespołu wyglądała lepiej i koledzy mieli łatwiejsze życie.
- Goście mieli chyba ochotę na rzuty Malika Williamsa, bo wiele razy zostawiali sporo wolnego miejsca naszemu środkowemu i nie wyszli na tym tragicznie. Amerykaninowi coś chyba lekko drżała ręka tego dnia i zaliczył 4/11 z gry. Wszyscy już dobrze wiemy, że Williamsa stać na znacznie więcej. Nie oznacza to jednak, że rozegrał słabe spotkanie. Wręcz przeciwnie! Na swoim koncie zapisał 12 punktów i 9 zbiórek. Ważniejsze jest jednak to, czego nie pokazują cyferki. Williams stanowił naszą główną siłę podkoszową i znacznie ograniczał harce rywali w „pomalowanym”, a do tego walczył o każdą piłkę niczym wściekły lew. Nasz center odegrał bardzo ważną rolę w tym zwycięstwie. Co ciekawe, uzyskał najwyższy współczynnik +/- spośród wszystkich Anwilowców.
- To było bardzo przyjemne spotkanie do oglądania. Taki wyrównany pojedynek przepełniony walką, w którym żadna z drużyn nawet na chwilę nie osiągnęła dwucyfrowej przewagi punktowej. Starcie godne finału oraz zapamiętania na lata! Jestem niesamowicie dumny z postawy „Rottweilerów”! Zaryzykuję stwierdzenie, że z taką grą możemy spokojnie rywalizować z każdą ekipą w PLK.
- Wiadomo, że tutaj ważny jest wynik dwumeczu, więc szkoda, że jeszcze bardziej nie podkręciliśmy swojej przewagi, bo była ku temu świetna okazja. W końcowym fragmencie prowadziliśmy nawet +8, ale Artis wziął grę na swoje barki i trafił dwie trójki. Trochę przykro i oby to nie były kluczowe zagrania w tym dwumeczu…
- Anwil wykonał pierwszy krok w stronę przejścia do historii. Właściwie to taki mały kroczek. Zwycięstwo bardzo cieszy, ale jeszcze daleka droga, aby postawić wymarzony puchar w klubowej gablocie. Zaliczka +4 jest skromna, ale lepsza taka niż żadna. Obecna sytuacja nie stawia „Rottweilerów” w roli faworyta. Cholet Basket jest jeszcze groźniejsze w hali La Meilleraie. Na własnym terenie nie ponieśli jeszcze porażki w FIBA Europe Cup. Wystarczy przypomnieć półfinałową rywalizację francuskiej ekipy z BC Kalev/Cramo. W Estonii przegrali 80:73, ale w rewanżu odrobili wszystkie straty z nawiązką i rozgromili rywali 81:59. W rodzimej lidze mają bilans 11-4 jako gospodarz. Będzie ciężko, ale wierzę, że Anwil jest w stanie dokonywać wielkich rzeczy i już wyczekuję z niecierpliwością najbliższej środy!
pany co tu sie dzieje pic.twitter.com/fTsTOgwfOx
— keepthebeat (@keepthebeat88) April 19, 2023
POMAGAMY!
Na zakończenie jeszcze jeden, zupełnie inny temat. Wieloletni kibic Anwilu, Paweł Chełmiński, potrzebuje pomocy. Dlatego zachęcam do przekazania 1,5% z rozliczenia rocznego na rzecz naszego kolegi.
Numer konta 59 1140 2004 0000 3802 7810 0625
KRS 0000452739
Cel szczegółowy – Paweł Chełmiński
2 odpowiedzi do “Wielki mecz i pierwszy krok!”