Czekałem na nowego rozgrywającego, a tymczasem klub przygotował jeszcze większą bombę i mamy nowego trenera! Stery w Anwilu przejmuje Przemysław Frasunkiewicz i można powiedzieć, że to pozytywne zwieńczenie dość długiego romansu. „Franc” był przymierzany do naszej ekipy jeszcze przed sezonem, ale wówczas został wybrany Dejan Mihevc. Po zwolnieniu Słoweńca temat Frasunkiewicza ponownie odżył i podobno był już nawet jedną nogą we Włocławku, ale szansę ostatecznie otrzymał Marcin Woźniak. Teraz, po kolejnej serii słabych wyników, nic już nie stanęło na przeszkodzie i Frasunkiewicz wreszcie wylądował w Anwilu. Przeznaczenie? Nie wiem, ale wiem, że prezes Arkadiusz Lewandowski bardzo upatrzył sobie tego szkoleniowca i po wielu miesiącach dopiął swego.
Zyskaliśmy trenera z charakterem, charyzmą, który jest młody i ciągle poprawia swój warsztat. To fakty, ale czy wystarczające, aby uwierzyć w lepszą przyszłość? Kontrakt Frasunkiewicza obowiązuje do końca przyszłego sezonu, ale nikt nie ma raczej wątpliwości, że wszystkim zależy na jak najszybszym wydobyciu jakości z naszego zespołu.
Z parkietu na ławkę
Frasunkiewicza wielu pamięta jeszcze z parkietu. Zresztą grał nawet w naszym Anwilu podczas sezonów 2004/2005 oraz 2012/2013. To jednak nie pora, aby przypominać jego karierę koszykarską. Na to może jeszcze kiedyś przyjdzie czas. Dzisiaj ważniejszy jest dla nas dorobek „Franca” na ławce trenerskiej. Trzeba przyznać, że w tym fachu nie ma budzącego podziw doświadczenia. Od sezonu 2016/2017 pracodawcą Frasunkiewicza była jedynie Arka Gdynia, a od 2018 roku prowadzi również reprezentację Polski U-20. W trójmiejskiej ekipie spędził niemal 5 lat i trzeba przyznać, że to był ciekawy czas.
Mentor dla młodzieży
W Gdyni na początku swojej trenerskiej kariery dysponował niezbyt imponującym składem. Realizowano tam projekt budowania drużyny w oparciu o rodzimych i głównie młodych koszykarzy. Mało popularny nurt w naszej ligowej rzeczywistości. Dla świeżo upieczonego szkoleniowca to na pewno było spore wyzwanie. Wstydu nie przyniósł. W sezonie 2016/2017 Frasunkiewicz poprowadził swoich podopiecznych do 13 miejsca, a rok później zakotwiczyli na 11 pozycji. Pod okiem „Franca” wielu dzisiaj cenionych ligowców stawiało pierwsze kroki w poważnej koszykówce i budowało fundamenty pod obecną, momentami imponującą, formę.
Gdyński zespół nie straszył personalnie, ale trener Frasunkiewicz potrafił zaskakiwać o wiele mocniejszych rywali. Nie miał obaw przed stosowaniem wręcz innowacyjnych rozwiązań taktycznych. Eksperymentował, aby wydobyć ze swoich podopiecznych to, co najlepsze. Wystarczy wspomnieć starcia z naszym Anwilem. W tamtym okresie ekipa Igora Milicicia zawsze była uznawana za faworyta w starciach z trójmiejskim zespołem, ale Frasunkiewicz sprawiał, że nie mieliśmy lekkich przepraw. W sezonie 16/17 te „gdyńskie młokosy” przyjechały do Hali Mistrzów i musieliśmy drżeć o wynik do końcowych sekund, ale ostatecznie wygraliśmy 81:79. Rok temu ponownie do nas zawitali i tym razem zostaliśmy wręcz rozstrzelani 92:105.
Co by nie mówić, w tamtych latach praca Frasunkiewicza bardzo mi imponowała. Potrafił prowadzić młodych koszykarzy i stworzyć z nich prawdziwą drużynę, która bez wielkich nazwisk w składzie stawiała opór znacznie silniejszym rywalom.
„Franc” wśród gwiazd
Przed sezonem 2018/2019 w gdyńskiej kasie pojawiły się znacznie większe środki pieniężne, co zaowocowało naprawdę wielkimi transferami. Dla Frasunkiewicza to było zupełnie nowe wyzwanie. Z solidnego auta rodzinnego przesiadł się do wyścigowego Ferrari. Pokazał jednak, że wie jak operować nogą na pedale gazu. Arka wyglądała wręcz świetnie. Do Play-Off przystępowali z pierwszego miejsca w tabeli, a „Franc” zasłużenie zgarnął tytuł najlepszego trenera. Po drodze, aż trzykrotnie (liga i Puchar Polski) nasz zespół prowadzony przez Milicicia musiał uznać zdecydowaną wyższość rywali. Arka wyglądała świetnie i była głównym kandydatem do mistrzostwa. Do czasu półfinałów… NASZYCH wielkich półfinałów…
To świeża historia, którą zapewne wszyscy pamiętają, ale i tak warto o tym wspomnieć. Przegraliśmy dwa pierwsze mecze w Gdyni i Arka miała nas „na widelcu”. Kunszt trenera Milicicia oraz „włocławski charakter” dały jednak znać o sobie. Ostatecznie wygraliśmy 3:2 i wywalczyliśmy awans do finału. Ta seria to spora „plama” w karierze Frasunkiewicza, ale na pocieszenie warto wspomnieć, że i tak zakończył zmagania z medalem. Zmotywował swoich zawodników do walki o brąz, pomimo wysokiej porażki w pierwszym meczu, a to często nie jest łatwą sprawą. Nasza historia najlepiej to pokazuje.
W sezonie 2019/2020 gdyńska ekipa znowu mierzyła wysoko. Tym razem jednak nie błyszczeli już tak w lidze, ale rozgrywki zostały przerwane, więc ciężko to wszystko oceniać.
Bieżące zmagania to powrót do polskiej koncepcji składu. Początek był jeszcze obiecujący, ale ostatnio problemy nie omijają Arki, co przekłada się na słabe wyniki. Mam wrażenie, że ktoś tam wywiesił już „białą flagę” i stąd „zielone światło” na odejście dla trenera Frasunkiewicza.
Entuzjazm? Nie u mnie…
Nie ukrywam, że powierzenie naszego zespołu Frasunkiewiczowi nie budzi we mnie jakiegoś szczególnego entuzjazmu. „Franc” pozytywnie zaskakiwał, prowadząc „młodych gniewnych”, ale gdy otrzymał zespół zdolny zwojować naszą ligę, to zawiódł, bo nie zdobył złota. Może jestem już przewrażliwiony… Może wymagam za dużo… Może po prostu nie wierzę już w „polską myśl szkoleniową”… Sam do końca nie wiem.
Wielkim cieniem na dorobku trenerskim Frasunkiewicza jest dla mnie ta seria półfinałowa z sezonu 2018/2019. Arka dysponowała wówczas świetnym składem. Josh Bostic i James Florence potrafili w duecie rozmontować każdą obronę. Milicić pięciokrotnie zebrał od nich lanie, ale i tak potrafił postawić na swoim. Z talii Frasunkiewicza wypadł wówczas Robert Upshaw, czyli środkowy, na którego nie mieliśmy odpowiedzi, ale to jest tylko częściowe usprawiedliwienie. Arka straciła pomysł na swoją grę, a „Franc” nie potrafił znaleźć odpowiedzi na manewry Milicicia. Anwil też miał swoje problemy, ale to „Rottweilery”, z meczu na mecz, wyglądały coraz lepiej i stopniowo tłamsiły rywali.
Przed sezonem trafił do nas Mihevc, który w finale miał wiele atutów po swojej stronie, ale i tak został wypunktowany przez Milicicia. Teraz trafił do nas Frasunkiewicz, który w tym samym roku miał nas już „na widelcu”, ale też ostatecznie został wypunktowany przez Igora. Oby te historie nie miały podobnego zakończenia…
W kolejnych rozgrywkach Arka również miała ogromny potencjał, ale nie do końca wykorzystany i do czasu przerwania sezonu raczej nie była stawiana w gronie ścisłych faworytów.
Może jestem już po prostu przewrażliwiony tym, co ostatnio spotyka nasz klub…
Gorzej nie będzie!
Nie chcę głosić, że Frasunkiewicz jest słabym trenerem, bo tak nie uważam. Wierzę, że te porażki przełożył na cenne doświadczenie. Pamiętajmy, że cały czas jest młodym i niedoświadczonym szkoleniowcem, który pobiera nauki każdego dnia. „Franc” ma pomysły i charakter, a szczególnie tego ostatniego wyraźnie brakuje naszej drużynie.
Mimo pewnego braku wiary muszę przyznać, że w obecnej sytuacji ciężko byłoby dokonać lepszego wyboru. Chcemy ratować ten sezon i dokonujemy sporo zmian. Niektóre ruchy mogą wyglądać na chaotyczne, ale mówią tylko o tym, że walczymy do końca. Budowanie drużyny powinno rozpoczynać się od trenera, więc ta zmiana też była konieczna. Jesteśmy w bardzo głębokim dołku, czasu pozostało niewiele i ciężko byłoby znaleźć lepszego kandydata. Frasunkiewicz zna nasz klimat, zna ligowe realia i „ma jaja”, aby wskoczyć na to gorące krzesło. Ma zapewne też świadomość, że to może być skok w ogień, ale podjął wyzwanie i dlatego, pomimo pewnej obawy, będę trzymał za niego kciuki. Prawda jest taka, że gorzej raczej być nie może. Podejrzewam, że pod wodzą nowego szkoleniowca będzie lepiej, ale czy na tyle, aby dobić do górnej ósemki?
Silne wsparcie
Nie ukrywam, że zwyczajnie szkoda mi Marcina Woźniaka. Wiem, że jest cenionym fachowcem, naszym prawdziwym krajanem i wierzyłem, że odmieni losy Anwilu w obecnym sezonie. Trzeba jednak otwarcie przyznać, że nie podołał zadaniu. To chyba jeszcze nie jego czas. Dlatego cieszę się, że cały czas zostaje z nami. Ponownie będzie pełnił funkcję asystenta pierwszego trenera. W podobnej roli współpracował już z Frasunkiewiczem przy kadrze U-20. W Anwilu zostaje także Grzegorz Kożan, ale to nie wszystko! Z Trójmiasta, razem z „Francem”, przybędzie do nas Kamil Sadowski, czyli kolejny „nasz człowiek”!
Sztab trenerski Anwilu jest teraz bardzo szeroki i stwarza możliwość łatwiejszego rozłożenia aspektów współpracy z zawodnikami. Tak silne wsparcie rodem z Włocławka, „za plecami” trener Frasunkiewicza, napawa pewnym optymizmem.
Franc.powodzenia.dżwignij.nasz.kochany.anwil
OBY!
Sądzę że da radę na pley
off i coś jeszcze.Powodzenia.
Wierzyć trzeba!