Ekipa GTK Gliwice odwiedziła włocławską Halę Mistrzów i zebrała dość srogie lanie. Nie chcę zabrzmieć zbyt brutalnie, ale Anwil zniszczył przyjezdnych 88:63. Spokojnie, bez problemów, z pełną kontrolą – tak wyglądał ten mecz. Najważniejsze, że nie było potrzeby forsowania czołowych zawodników, bo „Rottweilery” nie dopuściły do niepotrzebnej nerwówki. Od samego początku narzuciliśmy własne warunki gry i przez całe spotkanie nie pozwoliliśmy GTK dojść do głosu. Sympatyczne zwycięstwo w spacerowym rytmie. Tak powinny wyglądać pojedynki z dołem tabeli!
Statystyki można zobaczyć TUTAJ.
- To była różnica klas. Goście nawet przez chwilę nie byli na prowadzeniu. Ekstremum naszej przewagi sięgało nawet +32.
- GKS zostawiło po sobie bardzo złe wrażenie. Walczą o utrzymanie w PLK, ale przy takiej dyspozycji mogą mieć wielki problem z osiągnięciem celu. Trenera Marosa Kovacika czekają zapewne nieprzespane noce, bo musi coś wymyślić, jeśli pragnie odmienić los swojej ekipy. W starciu z Anwilem nie było za bardzo widać skutecznych pomysłów. GTK nie przypominało poważnej drużyny. Nie zaskakiwali ani w obronie, ani w ataku. W poczynaniach gości brakowało pewnej kultury gry. Dominował raczej chaos i stres. Dawno nie widziałem aż tak słabej drużyny na tle „Rottweilerów”.
- Mam wrażenie, że gra gliwickiego zespołu najlepiej wyglądała, gdy na parkiecie przebywał Earl Rowland. Były reprezentant Bułgarii ma już jednak swoje lata, ograniczenia, a do tego miał problem z faulami. Można powiedzieć, że z Rowlandem na boisku GTK zajmowało miejsce na parterze, a bez niego spadało do piwnicy. Ze słabego zespołu momentalnie robił się bardzo słaby zespół.
- Goście trafiali na skuteczności 31,1% z gry. To o czymś świadczy…
- Malachi Richardson jest najlepszym strzelcem swojej ekipy, ale we Włocławku nie zaistniał. Został perfekcyjnie wyłączony, a sam zrobił raczej niewiele, aby zmienić tę sytuację i przez ponad 27 minut ustrzelił zaledwie 1/9 z gry.
- GTK zanotowało 14 strat. Kilka na pewno wynikało z naszej dobrej defensywy, ale odnoszę wrażenie, że większość to były prezenty od gości. Tak najlepiej chyba nazwać podania prosto w nasze ręce przy bardzo ryzykownych przerzutach piłki.
- To najwyższe ligowe zwycięstwo Anwilu w bieżącym sezonie.
- „Rottweilery” odniosły bardzo pewne, przekonujące i spokojne zwycięstwo. Nie było nawet chwili jakiegoś niepokojącego przestoju. Anwil grał swoje, ale i tak uważam, że daleko było od szczytowej formy. Nie było takiego zacięcia w grze naszego zespołu, bo nie było takiej potrzeby. Nawet bez tego demolowaliśmy rywali. Po prostu misja spełniona i fajrant.
- Najważniejsze, że dzięki takiej spokojnej wygranej nie było potrzeby przesadnego eksploatowania zawodników. Najdłużej po boisku biegał Michał Nowakowski, ale niecałe 23,5 minuty i tak nie jest jakimś zatrważającym rezultatem. Przy okazji wspomnę, że „Misiek” bardzo efektywnie wykorzystał ten czas, bo rozegrał kolejne solidne spotkanie i zapisał na swoim koncie 13 punktów, 6 zbiórek oraz 2 przechwyty.
- Trener Przemysław Frasunkiewicz bardzo rozsądnie rotował minutami swoich podopiecznych i desygnował do gry całą dwunastkę. To bardzo ważne w kontekście nadchodzących wyzwań. Co więcej, każdy z Anwilowców zakończył spotkanie z dorobkiem punktowym!
- Daniel Dawdo spędził na parkiecie prawie 6 minut i zaliczył w tym czasie 2/2 z linii rzutów wolnych. To pierwsza zdobycz punktowa tego zawodnika w rozgrywkach ligowych od październikowego meczu z Astorią. Dawdo czekał na ten moment 189 dni.
- Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie, ale 65,2% z linii rzutów wolnych nie mogę pochwalić…
- Victor Sanders wszedł z ławki i od razu rozpoczął swoje show, gdyż trafił trzykrotnie zza łuku. Ta seria chyba troszkę za bardzo rozochociła Amerykanina, bo błyskawicznie podejmował kolejne próby, ale skuteczności już brakowało. Z jednej strony w pełni rozumiem, że zawodnik, który jest w gazie, chce iść za ciosem. Kolejna akcja zakończona sukcesem mogłaby rozpalić wulkan energii, który zalałby cały zespół oraz trybuny, nie wspominając nawet o głównym bohaterze. Z drugiej jednak strony, jeśli kolejne dwie próby są nieskuteczne, to chyba warto przyhamować. Pomimo gorącej głowy Sanders i tak rozegrał bardzo dobre spotkanie. Zdobył 18 punktów i został najlepszym strzelcem naszego zespołu.
- Troszkę fajerwerków odpalił także Luke Petrasek. Standardowo nie brakowało efektownych wsadów czy celnych trójek ze strony tego podkoszowego. W zaledwie 14 minut zrobił swoje, bo zanotował 15 punktów i 3 zbiórki.
- Wiadomo, że cały czas walczymy o udział w Play-Off. Sytuacja nie jest wymarzona, ale pojawił się mały pozytyw, bo znowu nasz los jest w naszych rękach. Już nie musimy patrzeć na innych. Jeśli chcemy być pewni awansu do ósemki, to po prostu musimy wygrać trzy ostatnie mecze, w tym pokonać Trefl Sopot minimum +4, aby uzyskać lepszy bilans punktowy. Proste? Oby…