Mistrzostwo Polski zdobyte w zeszłym sezonie to wydarzenie, którego nigdy nie zapomnimy. Z ówczesnego składu w barwach Anwilu pozostali jednak tylko Kamil Łączyński,Josip Sobin, Szymon Szewczyk oraz Jarosław Zyskowski. Postanowiłem „rzucić okiem”, jak potoczyły się losy pozostałych graczy ze złotej ekipy.
Anwil wreszcie przełamał swoją niemoc. Po serii rozczarowujących występów przyszedł czas na prawdziwą rzeź. Rywalem naszego zespołu była Polpharma Starogard Gdański. Podopieczni trenera Bogicevicia o nic już nie walczyli i czekali tylko na zakończenie sezonu. Było to widoczne na parkiecie. Mimo to cieszy nasze niezwykle okazałe zwycięstwo.
Kolejna porażka Anwilu… Tym razem w Sopocie lepszy okazał się Trefl. To nasza druga porażka z rzędu. W tym sezonie taka sytuacja jeszcze nie miała miejsca. Biorąc pod uwagę cztery ostatnie mecze, to mamy bilans 1-3. Wygraliśmy tylko fartownie po horrorze w Lublinie. Nie da się ukryć, że Anwilowcy znaleźli się w dołku.
Już w dniu wczorajszym Anwil mógł przypieczętować pierwsze miejsce w tabeli przed fazą Play-Off. Wystarczyło na własnym terenie pokonać drużynę King Wilki Morskie Szczecin. Zadania jednak nie udało się zrealizować. Ekipa gości niespodziewanie wywiozła cenne zwycięstwo z Włocławka.
Podczas pierwszej rundy graliśmy ze Startem Lublin w okolicach Halloween. Z racji tego, że to „święto strachu”, to nasi koszykarze zafundowali nam 10 minut niepokoju. Jak w takim razie nazwać sytuację z meczu rewanżowego? Cały czas trzęsą mi się ręce i nie wiem jak się do tego odnieść. Trzy dogrywki uwieńczone zwycięstwem… Alfred Hitchcock byłby dumny…
W starciu z GTK Gliwice nasz zespół był murowanym faworytem. Koszykarze oraz sztab szkoleniowy mieli tego świadomość i to zapewne wpłynęło na podejście do tego spotkania. Anwil kolejny raz w tym sezonie grał na większym rozluźnieniu i bez pełnego wykorzystania swojego potencjału.
Zespół z Górnego Śląska nie miał tak cudownego dnia, jak Asseco kilkanaście dni temu i wydawało się, że takie podejście w pełni wystarczy. Przebieg spotkania też na to wskazywał. Początek był jeszcze dość wyrównany, ale w drugiej kwarcie znacząco odjechaliśmy i wydawało się, że jest już „po zawodach”.
Nie spodziewałem się takiego ruchu z naszej strony na zakończenie okna transferowego. Myślałem raczej, że jeśli uda sprowadzić się jakiegoś zawodnika, to bardziej na zasadzie zapełnienia składu polskim paszportem. Taki transfer na zasadzie głosu rozsądku.
Tymczasem mocnym ciosem zakończyliśmy okno transferowe. Jednym ruchem upiekliśmy trzy pieczenie:
silne wzmocnienie polskiej rotacji
załatanie dziury podkoszowej
długo wyczekiwane odciążenie pozycji rozgrywającego
Już nie wspomnę nawet o „polu do popisu”, jakie ma obecnie trener Igor Milicić przy desygnowaniu graczy na parkiet. Niezwykle szeroki skład i mnóstwo kombinacji.
We Włocławku prosto z włoskiego Betalandu Capo d’Orlando wylądowali Jakub Wojciechowski oraz Mario Ihring i to oni są sprawcami tego całego zamieszania. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
„Czapki z głów” przed naszym zarządem, bo to naprawdę wielki i zarazem trudny ruch transferowy. Dwóch zawodników z jednego klubu, ale z różnych agencji, wyrwanych w trakcie sezonu to nie lada wyczyn.