Surowy specjalista od wsadów

Od samego początku przygody Jaylina AiringtonaAnwilem Włocławek trzymałem kciuki za tego chłopaka. Czułem, że drzemie w nim potencjał, tylko potrzebuje czasu. Dla graczy z USA pierwszy kontakt z europejską koszykówką często nie należy do przyjemnych zmian w życiu. Nie inaczej było w przypadku Airingtona. Na szczęście w ostatnim czasie jego forma zdecydowanie poszła do góry i mam nadzieję, że już tak zostanie.

Ten przypadek bardzo przypomina mi pewnego gracza Anwilu z przeszłości. Co ciekawe, nie tylko ja mam takie skojarzenia. W sezonie 2009/2010 jednym z zawodników naszego zespołu był Rashard Sullivan i właśnie jego mam na myśli.

Rashard SullivanFOTO: www.q4.pl
Rashard Sullivan

Między Airingtonem, a Sullivanem jest jednak pewna różnica. Ten pierwszy jest totalnym świeżakiem na „Starym Kontynencie”, a zarazem w profesjonalnej koszykówce. Z kolei Sullivan po ukończeniu przygody w NCAA grał jeszcze w Urugwaju, Austrii oraz drugiej lidze francuskiej. Dopiero później trafił do Anwilu. We Francji pokazywał się z całkiem dobrej strony, a w Austrii miał raczej przypiętą łatkę zadaniowca, ale mimo to zagrał w tamtejszym Meczu Gwiazd i wygrał nawet konkurs wsadów.

Takie CV pozwalało wierzyć, że ten mierzący 203 cm podkoszowy będzie solidnym punktem Anwilu. Dodatkowo trener Igor Griszczuk obserwował Sullivana podczas campu w Las Vegas. Amerykanin zaimponował mu wówczas walecznością oraz atletyzmem.

Początki we Włocławku były dla niego jednak niezwykle ciężkie. Już podczas przedsezonowego turnieju Kasztelan Basketball Cup, można było dostrzec, że coś jest nie tak. Swoją drogą to był bardzo nieudany turniej dla Anwilu, bo nasz zespół zajął ostatnie miejsce.

Jak można było ocenić grę Sullivana na tamten czas? Był totalnie surowy oraz niepewny. Sprawiał wrażenie jakby dopiero uczył się koszykówki. Widać było, że ma predyspozycje fizycznie, ale totalnie nie potrafił tego wykorzystać. Mówiąc brutalnie – był jak surowe, podkoszowe drewno. Stąd to porównanie do początków Airingtona.

Nie wiązałem wtedy zbyt dużych nadziei związanych z tym graczem. Spodziewałem się, że będzie typem, który wejdzie na kilka minut meczu i coś tam poskacze pod obręczami.

Wraz z mijającym czasem było jednak tylko lepiej. Sullivan zdecydowanie zyskał pewność na parkiecie i odnalazł swoje miejsce w drużynie. Nigdy nie był gwiazdą, ale na pewno można skatalogować Amerykanina jako bardzo przydatnego zawodnika. Dwa największe błyski formy zanotował podczas wyjazdowych spotkań. Najpierw z AZS Koszalin zanotował 16 punktów oraz 11 zbiórek. Anwil wygrał wtedy 73:76. W ekipie „Akademików” grał Igor Milicić, ale przez 30 minut na parkiecie zdobył zaledwie 2 punkty. Kolejny wystrzał formy Sullivana miał miejsce podczas starcia z naszpikowanym gwiazdami zespołem Asseco Prokom Gdynia. Anwil poległ 91:78, ale Amerykanin zanotował 20 punktów10 zbiórek.

Sullivan sezon 2009/2010 zakończył ze statystykami na poziomie 8 punktów oraz 5.7 zbiórek. Jego gra charakteryzowała się również bardzo dobrą selekcją rzutów. Notował skuteczność na poziomie 69,6% i był to najwyższy wskaźnik w całej lidze. Warto zaznaczyć, że spełniał rolę typowego rezerwowego i na parkiecie spędzał zaledwie 18,5 minut.

„Rysiek”, jak swojsko został ochrzczony przez kibiców Anwilu, skradł serca nie tylko swoją walecznością na parkiecie, ale przede wszystkim efektownością. Mało było tego typu lotników w historii naszego klubu. Sullivan wręcz latał pod kopułami hal w całej Polsce. Miał naturalny dar do efektownych wsadów. Ręce same składały się do oklasków. Szczególnie dobrze układała się jego współpraca z Dru Joyce’m. Gdy równocześnie przebywali na parkiecie, to było niemal pewne, że ujrzymy zaraz jakieś zagranie typu alley oop wgniatające w fotel. To był właśnie cały „Rysiek”. Dzięki niemu oglądanie koszykówki sprawiało jeszcze większą radość.

Sezon 2009/2010 sportowo był niezwykle udany dla naszej drużyny. Anwil dotarł do finału, gdzie uległ Prokomowi 0-4, ale każde spotkanie w serii było niezwykle wyrównane. Do tej pory jet to nasz ostatni medal. Liczę jednak, że w tym sezonie ulegnie to zmianie, a Airington pójdzie drogą przetartą przez Sullivana.

Po udanych rozgrywkach Anwil bardzo chciał zatrzymać Sullivana w swoich szeregach, ale sam zainteresowany miał jednak inne plany. Niespodziewanie zawiesił koszykarską karierę. Postanowił poświęcić się dla dobra rodziny. W 2015 roku w mediach pojawiła się informacja, że chce ponownie wrócić do gry, ale nie mam pojęcia czy ostatecznie znalazł nowego pracodawcę.

Rashard Sullivan to bez wątpienia jeden z tych graczy, którzy cały czas będą bardzo miło wspominani przez włocławskich kibiców.

4 odpowiedzi do “Surowy specjalista od wsadów”

  1. Bardziej airghtona porównałbym jako swiezakow z langiem. Lang tez pierwszy sezon i tez od początku miał problem a jak skończył każdy wie

    1. Moim zdaniem Lang był mniej zagubiony na parkiecie niż opisywana dwójka. U Urlepa to by nie przeszło ;). Fakt jest jednak taki, że Lang bez wątpienia zrobił ogromny postęp w trakcie sezonu.

      Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *