Różne oblicza ze Startem

Anwil nie zwalnia tempa. Tym razem pokonaliśmy we własnej hali Start Lublin. Spotkanie jednak nie należało do łatwych i przypominało sinusoidę. Nasz zespół zaprezentował wręcz kilka twarzy, ale najważniejsze, że bez nerwówki wyszliśmy z tego pojedynku zwycięsko. Mecz zakończył się wynikiem 90:80.

LichodiejFOTO: q4.pl
Walerij Lichodiej

  1. Zastanawiałem się, jak po horrorze z Polpharmą podejdziemy do starcia ze Startem. Miałem obawy o problemy z koncentracją czy zwyczajne zmęczenie. Początek był jednak wręcz niesamowity. To był mecz do jednego kosza. Anwil robił na parkiecie, co chciał. Widać było, że „Rottweilery” cieszą się koszykówką. Goście popełniali bardzo dużo błędów w obronie, a my bezlitośnie z tego korzystaliśmy. Start w ogóle nie istniał. Szybko uzyskaliśmy prowadzenie rzędu +20 i wydawało się, że nic złego już się tutaj nie wydarzy. Sam zaczynałem zastanawiać się, w którym momencie meczu Adam Piątek zaliczy swój drugi występ w PLK.
  2. W tej wspaniałej pierwszej kwarcie oglądaliśmy pierwsze oblicze Anwilu. Niestety, niejedyne. Szybko role na parkiecie wręcz się odwróciły. W drugiej kwarcie nasza gra wyraźnie zwolniła i zaczęliśmy grać bardzo niedbale. Pojawiło się całe mnóstwo głupich strat. Straciliśmy swój rytm i jakby zabrakło pomysłów. Start, mimo mocnego ciosu z pierwszej kwarty, w zaistniałej sytuacji postanowił podjąć dalszą walkę. Wyszło im to naprawdę znakomicie. Jeszcze bardziej obnażyli nasze problemy. Zaczęli grać szybciej i skuteczniej. Dzięki temu wrócili do gry z bardzo dalekiej podróży. Przez naszą niemoc ten mecz rozpoczął się od nowa.
  3. Po przerwie doświadczyliśmy kolejnego oblicza Anwilu i zarazem całego spotkania. Mecz stał się bardziej wyrównany. „Rottweilery” miały po swojej stronie więcej koszykarskiej jakości i dlatego przeważaliśmy. Zaczęliśmy grać bardziej rozważnie. Sporo piłek trafiało pod kosz i albo tam szukaliśmy punktów, albo szło podanie do ścinających obwodowych. Czasami takie akcje budowaliśmy aż za wolno, ale najważniejsze, że bezstresowo dociągnęliśmy to zwycięstwo do końca.
  4. Pod koniec pierwszej kwarty na parkiecie pojawił się Kamil Łączyński. To świetna wiadomość, bo kapitan wrócił do gry po długiej przerwie spowodowanej problemami zdrowotnymi. „Łączka” jednak potrzebuje chyba większego ogrania. Przed tym meczem nie trenował za dużo z zespołem i było to widoczne na placu gry. Łączyński był cieniem samego siebie. Rozegrał 5 minut, a jedyne co zanotował to 2 straty2 faule. Co gorsze, mam wrażenie, że gdy pojawił się na parkiecie, to zaczęły się problemy Anwilu. Właśnie wtedy straciliśmy swoje tempo i pojawiły się problemy z budowaniem akcji ofensywnych. Świetnie, że Łączyński jest znowu „na pokładzie”, ale potrzebuje czasu na powrót do formy. Nie ma jednak co się martwić, tylko wystarczy czekać, bo nasz kapitan to przecież wojownik jakich mało.
  5. Wielką bolączką Anwilu były straty. W wielu przypadkach niewymuszone i wręcz totalnie głupie. Taki poziom juniorskiej koszykówki. Na początku sezonu mieliśmy, pod tym względem, duże problemy, ale od jakiegoś czasu była widoczna wyraźna poprawa. Ze Startem wróciliśmy jednak na stary tor. Niestety. Każdy zawodnik w naszym zespole zanotował przynajmniej jedną stratę.
  6. Rzuty z obwodu nie był naszą mocną bronią. W pierwszej kwarcie graliśmy kosmicznie i ten element również świetnie wychodził. Potrafiliśmy nawet zanotować serię trzech „trójek” w niecałą minutę. Później jednak wszystko się zacięło. Na kolejne trafienia zza linii 6,75 m musieliśmy czekać do połowy czwartej kwarty. Wtedy kosz odczarował Michalak, a jakiś czas później poprawił jeszcze „Zyziu”. Mecz zakończyliśmy ze skutecznością z obwodu na poziomie 7/24, czyli jakieś 29 %. Jak dla mnie, to zdecydowanie za mało.
  7. Bardzo dobrze na parkiecie radził sobie Michał Michalak. Był pewny swoich umiejętności i zamieniał tę pewność w punkty. Potrafił dynamicznie zaatakować kosz czy siać zagrożenie ze statycznych pozycji. Zdobył aż 24 punkty i był naszym najlepszym strzelcem.
  8. Bardzo dobre zawody rozegrał również Walerij Lichodiej. Był pewnym filarem naszej drużyny i uzyskał 17 punktów oraz 7 zbiórek. Rosjanin ten występ okupił nawet krwią. Podczas jednego ze starć podkoszowych nadział się na łokieć Sobina. Twarz Lichodieja zalała się sporą ilością krwi, ale mam nadzieję, że to tylko zwykłe rozcięcie i nasz silny skrzydłowy szybko wróci na parkiet w pełni sił.
  9. Przez całe spotkanie solidną formę prezentował też Jarosław Zyskowski. Tym razem „Zyziu” uzbierał 18 punktów8 zbiórek. Dwukrotnie trafił również z dystansu. W trzech ostatnich spotkaniach miał z tym problem, więc cieszy to przełamanie.
  10. Defensywa Anwilu bardzo starała się zneutralizować liderów Startu. James Washington faktycznie został zatrzymany. Zdobył tylko 3 punkty na skuteczności 1/7 z gry. Nie miał łatwego życia z naszymi obrońcami, a Start grał lepiej, gdy nasz był zawodnik, przebywał na ławce.
  11. Gorzej było w przypadku drugiego lidera Startu. Joe Thomasson miał bardzo dobre momenty szczególnie w tej nieszczęsnej drugiej kwarcie. Był aktywny nie tylko w ataku, ale dzięki swoim długim kończynom, sprawiał również wielkie problemy po drugiej stronie parkietu. Na szczęście w najważniejszych minutach spotkania był raczej niewidoczny. Amerykanin zanotował w tym meczu 21 punktów, 6 asyst i aż 6 przechwytów.
  12. Ciekawy pojedynek obserwowaliśmy pod koszem. Z jednej strony Josip Sobin, a z drugiej Devonte Upson. Amerykanin dysponuje lepszymi warunkami fizycznymi oraz dynamiką, ale aspekt techniczny jest na pewno po stronie Chorwata. Sobin kolejny raz zaskakiwał ciekawymi zagraniami i walczył na tablicach. Wiele akcji przechodziło przez jego ręce. W związku z tym starał się sam pracować nad dogodną pozycją do punktowania lub, gdy miał problemy, odgrywać do partnerów ustawionych dalej od kosza. Zanotował w tym meczu 7 punktów, 9 zbiórek3 asysty. Miał jednak godnego rywala. Upson bardzo utrudniał grę naszemu środkowemu. Amerykanin osiągnął statystyki na poziomie 17 punktów, 12 zbiórek oraz 3 bloków.
  13. Zupełnie inaczej było, gdy pod koszem Startu grał Roman Szymański. Polski center miał duże problemy ze zdobywaniem punktów, a w obronie bywał bardzo zagubiony, co znacznie ułatwiało zadanie naszym podkoszowym.
  14. Vladimir Mihailović niedawno wrócił do gry po kontuzji i cieszy mnie, jak bardzo był aktywny. Dobrze poruszał się po boisku. Grał odważnie, ale często przesadzał pod tym względem. Czasami miałem wrażenie, że koniecznie chce wziąć ciężar tego meczu na swoje barki. Niektóre z jego akcji były za bardzo indywidualne, a to nie był jego dzień pod względem zdobywania punktów. Czarnogórzec zakończył to spotkanie z 6 punktami na koncie, ale na słabiutkiej skuteczności, która wyniosła zaledwie 3/10 z gry. Rozumiem, że cieszy się z powrotu do koszykówki, ale musi bardziej panować nad emocjami.
  15. Cały czas nie zachwyca Nikola Marković. Tym razem zdobył 5 punktów, ale cały czas wydaje się jakiś taki zagubiony. Sposób, w jaki porusza się po parkiecie, w obronie i ataku, budzi wątpliwości. Coś mi tu nie gra. Mam wrażenie, że Serb ma naprawdę spore problemy, aby wkomponować się w nasz zespół.

Jedna odpowiedź do “Różne oblicza ze Startem”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *