Pechowiec Stojković

Od niespodziewanego sukcesu w debiutanckim sezonie wszyscy we Włocławku mierzyli w jeden cel, którym było Mistrzostwo Polski. Próbowano wszystkiego. Przed sezonem 1997/1998 nowym trenerem naszego klubu został Rajko Toroman. Był to pierwszy zagraniczny szkoleniowiec w historii włocławskiej koszykówki. Razem z Toromanem do Nobilesu zawitał jego rodak, Sladjan Stojković. Serbski rzucający obrońca, który miał renomę prawdziwego snajpera. Z całą pewnością Stojković miał zadatki, aby zostać nie tylko gwiazdą naszej drużyny, ale również całej ligi.

Sladjan StojkovićFOTO: mozzartsport.com
Sladjan Stojković

Sladjan Stojković urodził się 23.12.1965 roku w małej miejscowości Aleksinac. Był zapewne prawdziwym prezentem gwiazdkowym dla swoich rodziców i od najmłodszych lat przejawiał predyspozycje do sportu. Próbował wielu dyscyplin, a przez wiele początkowych jego lat królowała piłka nożna. Ostatecznie jednak Stojković postawił na koszykówkę i to był „strzał w dziesiątkę”.

Już we wszelkiego rodzaju rozgrywkach młodzieżowych zaskakiwał niesamowitymi umiejętnościami strzeleckimi. Czasami wręcz masakrował swoich rywali. W swoim hitowym występie zdobył aż 72 punkty! A przypomnę, że w tamtych czasach nie było jeszcze linii trzypunktowej!

Taki występ młodego Stojkovicia nie mógł przejść bez echa. Zwrócił na siebie uwagę przedstawicieli poważnych klubów. Ostatecznie po tego obiecującego obrońcę sięgnął Radnicki Belgrad, czyli znana i szanowana ekipa ze stolicy Jugosławii.

sezonie 1991/1992 „Musa” (takim pseudonimem został nazwany Stojković) trafił do ekipy Sloboda Dita Tuzla i tam jego kariera nabrała rozpędu. W składzie tego bośniackiego zespołu był również m.in. Damir Mulaomerović, czyli gracz, który w późniejszych latach potrafił namieszać w Eurolidze. Ten duet radził sobie świetnie i Sloboda Dita dotarła niespodziewanie do półfinału ligi YUBA. Dla wielu ekspertów było to wielkie zaskoczenie.

Stojković okazał się czołowym strzelcem tych rozgrywek i wyrobił sobie dobrą markę w środowisku bałkańskiej koszykówki. Podobno jego kandydatura była poważnie brana pod uwagę pod kątem gry w reprezentacji na Igrzyskach Olimpijskich 1992. Jak jednak wiadomo, niestety dla Stojkovicia, przez sytuację polityczną Jugosławia została wykluczona z tych zawodów.

Przez następne sezony „Musa” zwiedzał kolejne jugosłowiańskie kluby i wszędzie dawał się poznać jako znakomity strzelec. W rozgrywkach 1996/1997 pracodawcą Stojkovicia ponownie był Radnicki, dla którego notował średnio na mecz 19,2 punktów.

Po tych rozgrywkach Stojković postanowił poszukać nowego pracodawcy i to znacznie dalej od swojej ojczyzny. Nie ukrywał, że oprócz nowych wyzwań skłoniły go również większe pieniądze. Takim sposobem znalazł się we Włocławku.

Przed sezonem 1997/1998 potrafił błyszczeć w meczach sparingowych i wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Niestety, tuż przed rozpoczęciem rozgrywek doznał poważnej kontuzji, która wyeliminowała Serba na kilka tygodni. Nobiles zawodził. Przegrywaliśmy stanowczo zbyt wiele spotkań z teoretycznie słabszymi rywalami. Wydawało się, że trener Toroman traci kontrolę nad zespołem. W powrocie Stojkovicia dopatrywano nadziei na lepszą przyszłość.

Na początku października podejmowaliśmy BK Ventspils na własnym parkiecie. Było to nasze drugie spotkanie w ramach Pucharu Koracia. Zaczęliśmy od prowadzenia 30:12. Trener Toroman postanowił, że to już jest odpowiedni czas, aby Stojković zameldował się na parkiecie. Okazało się jednak, że uraz Serba nie jest jeszcze całkowicie zaleczony. Efekt był taki, że bardzo szybko opuścił plac gry. Niestety, nie o własnych siłach. Po dobrym początku Nobiles zaczął stopniowo tracić kontrolę nad spotkaniem. Druga połowa to już w ogóle był koncert w wykonaniu łotewskiej ekipy. Mecz zakończył się naszą zdecydowaną porażką 62:97. Gości poprowadził do zwycięstwa amerykański obrońca Nate Tubbs, który zdobył 27 punktów. Nie pomógł nawet Igor Griszczuk, który rzucił 25 punktów.

To wydarzenie oznaczało jeszcze większe kłopoty dla Stojkovicia. Uraz okazał się zbyt groźny i wizja gry we Włocławku „legła w gruzach”. Serb okazał się pechowcem, który był wielką nadzieją, ale ostatecznie nie zdołał nawet zadebiutować w PLK. Co ciekawe, nigdy wcześniej oraz nigdy później nie miewał takich problemów z kontuzjami.

Dla naszego klubu sezon 1997/1998 też okazał się zupełnie nieudany. Sytuacja ze Stojkoviciem była idealnym obrazem tych rozgrywek w wykonaniu Nobilesu. Zawodziliśmy na każdym froncie i konieczne okazały się zmiany personalne. Dość szybko z drużyną pożegnał się Rajko Toroman, a naszym nowym trenerem został Eugeniusz Kijewski. Nie brakowało również chaotycznych zmian wśród zawodników. Sezonu już nie udało się uratować i zakończyliśmy ligowe zmagania na siódmej pozycji. Przez wiele lat był to nasz najsłabszy wynik w historii. Te rozgrywki to w ogóle dobry materiał na osobny wpis.

Stojković długo leczył kontuzję, ale ostatecznie doszedł do pełni zdrowia i na sezon 1998/1999 zakotwiczył w KK Zdravlje. Szybko jednak wrócił do Radnicki Belgarad i znowu zaczął błyszczeć. W rozgrywkach 1999/2000 notował statystyki na poziomie 15,1 punktów, 2,5 asysty oraz 2,5 zbiórki.

Znowu poczuł się pewnie. Może nie aż tak bardzo, jak kilka lat wcześniej, ale kolejny raz chciał spróbować czegoś nowego. Jego wybór ponownie padł na Polskę. Tym razem drużyną Stojkovicia została Polonia Warszawa. „Czarne Koszule” były wówczas beniaminkiem w PLK i Serb całkiem nieźle odnalazł się w tym środowisku. Dostarczał średnio na mecz 15,9 punktów. Dość szybko zmienił jednak barwy klubowe. W grudniu rozstał się z Polonią, by w styczniu podpisać kolejny kontrakt. W naszym kraju jednak pozostał, a nowym pracodawcą Stojkovicia została Unia Tarnów. W szeregach „Jaskółek” też jednak długo nie zabawił ze względu na kłopoty finansowe małopolskiego klubu.

Na naszym podwórku Stojković zaprezentował się na tyle dobrze, że został zaproszony do udziału w Meczu Gwiazd. Impreza odbyła się w listopadzie 2000 roku, a gospodarzem był Ostrów Wielkopolski. Rywalizowano w formule Polska – Gwiazdy PLK. Ostatecznie wygrali biało-czerwoni 96:82. Najlepszym strzelcem spotkania był Maciej Zieliński, który zdobył 17 punktów. Stojković uzyskał 7 „oczek” dla gwiazd. Jeśli chodzi o inne włocławskie aspekty, to w reprezentacji Polski grał Tomasz Jankowski (2 pkt), a Paweł Szcześniak był powołany na zgrupowanie, ale nie znalazł się na parkiecie. W zespole gwiazd miejsce miał Bartłomiej Tomaszewski, ale ostatecznie też nie wszedł na plac gry.

Kolejna przygoda Stojkovicia w Polsce również zakończyła się fiaskiem. Liczył zapewne na niezłe pieniądze, a spotkał się z niewypłacalnością. W późniejszych latach „Musa” sporo podróżował. Grał nie tylko w krajach byłej Jugosławii, ale również na Węgrzech, Cyprze czy w egzotycznej Syrii. Wszędzie gdzie trafił, to budził szacunek i wywiązywał się ze swoich obowiązków. Ciekawostka, w sezonie 2005/2005 Stojković grał w zespole KK Mega Basket. Wówczas w tym klubie swoje pierwsze kroki w poważnej koszykówce stawiali Nikola Marković oraz Dusan Katnić. Obaj trafili w późniejszych latach do Anwilu.

W 2006 roku Stojković miał już 41 lat. Wiek bardzo poważny jak na zawodowego sportowca. Otrzymał jednak telefon od dawnego przyjaciela. Sloboda Dita Tuzla, klub w którym „Musa” się wybił, znalazł się w tarapatach. Stojković w ogóle się nie zastanawiał. Spakował swoje rzeczy i po czternastu latach wrócił „na stare śmieci”. W mediach przyznał, że spłaca dawny dług. W przeszłości wyjechał za szybko, ale teraz wraca, aby dokończyć swoją pracę. Jak powiedział, tak zrobił. Poprowadził bośniacki zespół do stabilizacji. Średnio na mecz zdobywał 16,7 punktów, a przypomnę tylko, że zbliżał się już do 42 urodzin. Po tym sezonie zakończył swoją długą i ciekawą karierę.

Sladjan Stojković to bez wątpienia ciekawy przypadek. Od początku kariery miał opinię świetnego strzelca. Praktycznie wszędzie, gdzie grał, to budził szacunek. W wielu klubach cały czas jest bardzo ciepło wspominany. Swoją postawą zapracował na ten szacunek. Czy jednak wykorzystał w pełni swoją karierę? Grał profesjonalnie przez 18 lat, ale nie reprezentował barw największych klubów. Nie zdobywał mistrzostw i nie zasmakował elitarnej Euroligi. Czegoś zabrakło. Epizod we Włocławku też był naznaczony pechem. Był nadzieją dla naszego klubu i sam Stojković też miał wielką okazję wybić się na nowym rynku. Wszystko pokrzyżowała jednak kontuzja. Grał wiele lat i jeden jedyny raz przytrafił mu się tak poważny uraz. Pech? To słowo chyba najlepiej pasuje do opisania sytuacji.

Jakiś czas temu w mediach pojawiła się informacja, że Stojković ma bardzo poważne problemy ze zdrowiem. Na jego leczenie były nawet zbierane pieniądze. Dołączyło się kilka klubów, których barwy reprezentował „Musa”. Swoją pomoc zaoferowała również liga serbska. Niestety nie mam pojęcia, jak obecnie sprawa się kształtuje. Liczę jednak, że wszystko będzie OK. Stojković już podczas swojej bogatej kariery miał sporo pecha, więc limit powinien być wyczerpany. Zamiast tego zasługuje na takie szczęście, jakim obdarzał kibiców wielu drużyn, gdy trafiał rzut za rzutem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *