Lato z „odgrzewanymi kotletami”

Anwil ma obecnie zakontraktowanych jedenastu zawodników, co znacznie przybliża nas do zamknięcia składu przed sezonem 2022/2023. Pięciu z naszych koszykarzy to gracze zagraniczni. Trener Przemysław Frasunkiewicz postawił na kwintet Luke Petrasek, Josh Bostic, Janari Joesaar, Phil Greene oraz Josip Sobin. Dzięki udziałowi w FIBA Europe Cup mamy możliwość wystawić jeszcze jedno nazwisko bez polskiego paszportu. Z tego, co można jednak usłyszeć, „Rottweilery” ewentualnie skorzystają z tego przywileju dopiero w trakcie rozgrywek.

Najciekawsze jest to, że w tej naszej aktualnej grupie „stranieri” tylko jeden zawodnik nie ma doświadczenia w PLK. Tym „rodzynkiem” jest Janari Joesaar. Pozostała czwórka miała już przyjemność biegać po polskich parkietach. Podejrzewam, że gdyby James Bell zaakceptował naszą ofertę, to zaczynalibyśmy zmagania bez żadnej „nowej twarzy”.

Wiem, że niektórzy nie są zachwyceni takim „odgrzewaniem kotletów”. Świeże nazwiska wyzwalają większe emocje. Nie jestem ekspertem kulinarnym, ale czy taka potrawa rzeczywiście musi być niesmaczna?

Sobin Anwil - ArkaFOTO: Natalia Seklecka / ddwloclawek.pl

„Rodzynki” w przeszłości

Bostic wraca do PLK po dwóch latach. Tak samo Greene. Obydwu prowadził wcześniej „Franc”. Sobin od kilku lat przebywa w naszym kraju, ale do Anwilu wraca po trzech latach. Sytuacja Petraska jest troszeczkę inna, bo nie został sprowadzony po przerwie tylko, (na szczęście!) przedłużył umowę. Nie jest jednak nową postacią na naszym ligowym podwórku. Pozostaje jedynie Joesaar.

Sytuacja, w której rozpoczynamy zmaganie tylko z jednym „świeżakiem” w składzie jest dość bezprecedensowa. Od czasu, gdy można wystawiać do gry więcej niż dwóch graczy zagranicznych to dopiero trzeci taki przypadek. Będąc bardziej szczegółowym – mówimy o okresie ok. 24 lat. Szmat czasu!

Pierwsza taka sytuacja miała miejsce w sezonie 2010/2011, a „rodzynkiem” był Sasa Mucić. Drugi przypadek to sezon 2014/2015Brandon Brown. Los obu tych zawodników nie był zbyt kolorowy i szybko opuścili Włocławek. Mucić zdołał rozegrać 4 mecze, w których grał średnio 4,5 minuty oraz notował 0,5 punktów1,3 zbiórki. Z kolei Amerykanin z całą pewnością miał potencjał, ale sprawiał spore problemy wychowawcze. Takim sposobem rozegrał tylko 2 mecze ze statystykami na poziomie 10,5 punktów, 9 zbiórek, 1,5 asyst oraz 1,5 przechwytów. W rozgrywkach 10/11 dołączył do nas później jeszcze jeden „świeżak”, a mianowicie Scott Morrison. Z kolei w drugim przytoczonym przypadku, po zwolnieniu Browna, nasze szeregi zasilili jeszcze Andrea Crosariol oraz Hrvoje Kovacević.

Co ciekawe, w obu omawianych sytuacjach Anwil nie poradził sobie zbyt dobrze. To były nawet jedne z najgorszych sezonów w naszej historii. W pierwszym przypadku zakotwiczyliśmy na 6 miejscu. Z kolei sezon 2014/2015 to była istna katastrofa.

Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości nie dopadnie nas echo wspominanych czasów. Liczę, że Joesaar wypadnie znacznie lepiej niż Mucić oraz Brown, a „Rottweilery” rozegrają całkiem solidny sezon.

„Odgrzewane kotlety” mogą smakować?

Czy „odgrzewanie kotletów” to coś złego? Wiadomo, że sprowadzanie nowych, wcześniej nieznanych zawodników to prawdziwy powiew świeżości, który zawsze ekscytuje kibiców. Myślę, że w naturze człowieka jest odkrywanie nieodkrytego. Koszykówka nie odbiega od tego nurtu. Nowy zawodnik, szczególnie z ciekawym CV, potrafi pobudzić wyobraźnię. To coś pięknego i sam lubię wizualizować w głowie swoje oczekiwania odnośnie do gry nowego zawodnika. U niektórych w takich sytuacjach często bierze górę fantazja kosztem chłodnej analizy. Mało profesjonalna, ale bardzo sympatyczna zabawa, która po prostu ekscytuje 😉 .

W przypadku kontraktowania znanych już graczy ta mgiełka tajemniczości opada. Znika element tajemnicy, który tak kusi. Nie mam jednak nic przeciwko sięganiu po „starych znajomych”. Wręcz lubię, gdy kluby z PLK „odkurzają” zawodników, którzy wcześniej biegali po naszych parkietach. Szczególnie gdy chodzi o graczy, którzy wyrobili sobie pewną renomę na naszym podwórku. W takich przypadkach ta ekscytacja nieznanym ustępuje miejsca sentymentowi, a to też przyjemne uczucie. Prawda, że czasami wielkie powroty przechodzą w wielkie rozczarowania. Z drugiej jednak strony lista nowych zawodników, którzy mieli podbijać tę ligę, a pakowali walizki po kilku tygodniach, też jest całkiem długa, więc tutaj nie ma reguły.

Nie trafia do mnie argument, że sprowadzanie „odgrzewanych kotletów” to efekt słabego scautingu. Tak to nie działa. Nie w obecnych czasach. Zwłaszcza, gdy mówimy o sytuacji, kiedy szkoleniowiec sięga po koszykarzy, których prowadził w przeszłości. Czym innym są filmy, studiowanie danych czy pytanie innych o opinie. Czym innym jest też oglądanie gracza na każdym treningu, wielogodzinne podróżowanie jednym autokarem oraz obserwowanie jego zachowania w szatni.

Na zakończenie przejdę do najważniejszego. Nie interesuje mnie czy dany koszykarz występował wcześniej w PLK, czy jest zupełnie nową twarzą, która rozbudza nadzieje. Interesuje mnie jedynie, jak prezentuje się na parkiecie i czy pasuje do koncepcji trenera. Lepiej patrzeć w przyszłość niż w przeszłość. Dlatego wierzę, że „Franc” wybrał odpowiednich graczy, na których ma konkretny pomysł. Parkiet wszystko zweryfikuje. Niech ten nowy sezon już nadciąga!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *