Estoński dramat…

Dopadł nas czarny scenariusz. Podczas ostatniego meczu ze Śląskiem Wrocław o zbiórkę walczył Janari Joesaar, ale upadł bardzo niefartownie. Nie wyglądało to dobrze i zawodnik został dosłownie zniesiony z parkietu. Miałem bardzo złe przeczucia i niestety bardzo trafne. Estończyk doznał kontuzji kolana (zerwanie więzadła rzepki). Konieczna będzie operacja, co jest równoznaczne z końcem sezonu dla Joesaara…

No cóż, to oznacza, że Anwil jest w głębokiej… w dużych tarapatach…

Janari Joesaar AnwilFOTO: Andrzej Romański / plk.pl

Estoński koszykarz to bardzo solidna firma. Zakontraktowanie tego gracza było dla mnie niezwykle pozytywną informacją. Wierzyłem, że będzie jednym z filarów naszej drużyny. Wiem, że trener Przemysław Frasunkiewicz też mocno na niego liczył.

Joesaar przybył do Włocławka dość późno, bo reprezentował swój kraj na EuroBaskecie. Rozegrał jeden sparing i szybko przyszedł czas na rywalizację w PLK. Estończyk od razu wskoczył do pierwszej piątki „Rottweilerów” i szybko udowodnił, że będzie ważnym ogniwem w układance „Franca”. W trzech meczach, które do tej pory zdołał rozegrać, spędzał na parkiecie przeciętnie 24,5 minuty oraz notował 9 punktów, 6,3 zbiórek, 2,3 asyst oraz 1 przechwyt.

Jestem pewien, że jeszcze w pełni nie rozwinął skrzydeł. Najlepsze miało dopiero nadejść. Niestety w tym sezonie już nie nadejdzie… Anwil stracił bardzo ważnego gracza przez przykre zrządzenie losu. Sport bywa okrutny. Teraz sytuacja kadrowa „Rottweilerów” jest bardzo trudna. Dotychczas dysponowaliśmy wąską rotację, a bez Joesaara jest wręcz dramatycznie. Nawet trener Frasunkiewicz na konferencji prasowej po ostatnim meczu stwierdził, że jeśli ten zawodnik będzie wykluczony na dłużej, to będziemy musieli zmienić postrzeganie na ten sezon. Krótka myśl, lecz dobitnie świadcząca o powadze sytuacji.

Przypomnę, że Anwil podczas bieżącego sezonu nie rywalizuje jedynie w krajowych rozgrywkach, ale także w FIBA Europe Cup. To oznacza naprawdę spore natężenie spotkań. Ze Śląskiem graliśmy w piątek, a kolejne spotkanie czeka nas już w niedzielę i to na wyjeździe. Całe szczęście, że to tylko Bydgoszcz, a nie jakaś dalsza wyprawa. Chociaż biorąc pod uwagę, że to PLK, a nie NBA, to mamy do czynienia z dziwną sytuacją. Następnie lecimy do Lizbony na środowy mecz ze Sportingiem. Tak wygląda praktycznie cały październik. Gramy niemal co trzy dni. Masakra! W takich okolicznościach długa ławka jest niezwykle potrzebna. U nas już wcześniej był z tym problem, a teraz mamy istny dramat…

Tracąc Joesaara zostaliśmy bez typowego niskiego skrzydłowego, bo przecież Maciej Bojanowski ciągle pozostaje poza grą. To też dziwna sprawa, bo „Bojan” doznał urazu jeszcze podczas poprzedniego sezonu. Liczyłem, że wyleczy swoje problemy podczas wakacji i wróci do naszych szeregów w pełni sił. Tymczasem nowe rozgrywki już trwają, czas leci, a nie widać na horyzoncie powrotu Bojanowskiego. Podejrzewam, że prędko to nie nastąpi.

Takim sposobem powstała spora luka w naszym składzie. Klub w oficjalnym komunikacie wyraźnie zaznaczył, że w zaistniałej sytuacji czyni starania, aby zmienić sytuację kadrową naszej drużyny. Nic dziwnego, bo aż się prosi o zastępstwo, ale to nie będzie takie proste. Sytuacja finansowa „Rottweilerów” nie jest zbyt kolorowa, a wysoki kurs dolara to kolejny cios. Wiadomo, że nowy prezes, Łukasz Pszczółkowski, obrał kurs na całkowite wyprostowanie „spraw portfelowych” i popieram tę strategię. Dlatego nie miałbym pretensji, gdybyśmy zostali z tym, co mamy i po prostu walczyli. Lepiej nie spełnić oczekiwań w tym roku, niż oglądać nasz zespół w niższej lidze za kilka lat. Podejrzewam jednak, że nie będzie tak drastycznie i spróbujemy choć trochę załatać powstałą dziurę. Ktoś jeszcze, mimo wszystko, podpisze kontrakt z „Rottweilerami”, ale strzelam, że nie będzie to zawodnik z takiego poziomu jak Estończyk.

Opisałem to przykre wydarzenia z punktu widzenia kibica Anwilu. Nie możemy jednak zapominać, że dla Joesaara to też ogromny dramat. Dla każdego sportowca tak poważna kontuzja jest niesamowitym ciosem. Trzymam kciuki, aby Janari bardzo sprawnie przeszedł rehabilitację i szybko wrócił do swojej optymalnej formy. Estończyk to bardzo ciekawy gracz, którego po prostu da się lubić. ZDROWIA!

2 odpowiedzi do “Estoński dramat…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *