Kolejny ciężki mecz za nami. Tym razem do Włocławka zawitała ekipa z Torunia. Mam wrażenie, że derbowa rywalizacja coraz bardziej elektryzuje sympatyków w regionie. Dla Anwilu to była idealna szansa rewanżu za nieudany Superpuchar. Polski Cukier chciał jednak podtrzymać swoją passę i cel osiągnął. Po 45 minutach walki goście zwyciężyli 76:79.
- To jest kolejne spotkanie, które po prostu powinniśmy wygrać. Pierwsza kwarta była bardzo wyrównana, ale w drugiej odsłonie, to Anwil miał znacznie więcej do zaoferowania. Nasza drużyna świetnie szukał swoich przewag i nie odpuszczał w defensywie. Wydawało się, że praca domowa pod względem taktycznym została perfekcyjnie odrobiona. Pod koniec drugiej kwarty wyszliśmy na +14, a do szatni schodziliśmy przy stanie 44:33. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku.
- Świetnie pod koszem radził sobie, tradycyjnie, Josip Sobin. Chorwat nie miał łatwych rywali, ale bez większego problemu odnajdywał swoje specyficzne rzuty. W całym meczu uzbierał 15 punktów oraz 9 zbiórek.
- Dobrą zmianę dał również Mateusz Kostrzewski. Gdy miał „na plecach” rywala o słabszych warunkach fizycznych, to od razu starał się to wykorzystać i grać tyłem do kosza niczym rasowy podkoszowy. „Kostek” dostarczył drużynie 10 punktów. Miał również 5/8 z gry. Całkiem solidnie, ale były to pierwsze rzuty za dwa, w tym sezonie, których nie trafił. Kostrzewski dotychczas rozegrał trzy spotkania i zanotował w nich skuteczność 11/14 za dwa, czyli prawie 79%.
- Po zmianie stron obraz meczu uległ jednak totalnej zmianie. Miła dla oka koszykówka odeszła w zapomnienie, a rozpoczęło się „brudne” granie. Nasz błąd? Daliśmy się wciągnąć w taką grę. W Anwilu zabrakło spokoju podczas konstruowania akcji i pojawiło się stanowczo zbyt wiele niewymuszonych strat. Nasza drużyna totalnie pogubiła się w nowej rzeczywistości. Przez całą trzecią kwartę zdobyliśmy zaledwie 4 punkty z gry!
- W takich „błotnych kąpielach” o wiele lepiej odnajdywał się Polski Cukier. Goście z minuty na minutę zyskiwali coraz większą przewagę optyczną. Nie grali wykwintnej koszykówki, ale stopniowo odrabiali straty. Po trzech kwartach byli już tylko na -3.
- W czwartej kwarcie sytuacja nie uległa zmianie. Polski Cukier wyszedł na prowadzenie i szczerze mówiąc, spodziewałem się, że już spokojnie będą kontrolować to spotkanie. Szczególnie, że na lekko ponad 4 minuty przed końcową syreną wyszli na +7.
- To był moment, gdy Anwil jednak troszkę się przebudził i rozegrał kilka ciekawych akcji. Wróciliśmy do gry, co dowodzi tylko, że Polski Cukier naprawdę nie grał jakiegoś wielkiego meczu. W samej końcówce wyszliśmy nawet na +2, ale Tomasz Śnieg okazał się bezbłędny na linii i potrzebna była dogrywka.
- W dodatkowym czasie gry obraz spotkania nie uległ większej zmianie. Cały czas byliśmy świadkami koszykówki, którą raczej można polecić tylko ludziom mocno związanym z PLK. Ponownie wydawało się, że Polski Cukier ma odrobinę więcej do zaoferowania, ale Anwil znowu jakoś zdołał doprowadzić do remisu.
- W decydującej akcji spotkania sprawy w swoje ręce postanowił wziąć jednak Bartosz Diduszko. „Didi” nie kalkulował za wiele. Dostał piłkę na obwodzie i, mimo aktywnej obecności Kostrzewskiego, postanowił rzucić i oczywiście trafił. Diduszko po prostu to czuł. Nasz były zawodnik zgasił światła w Hali Mistrzów. Tym rzutem w cudowny sposób ukoronował swój bardzo dobry występ. „Didi” to prawdziwy specjalista od „spraw niewidocznych”. Świetny zawodnik i wojownik. Przez sezon, który spędził we Włocławku, zyskał w moich oczach niesamowity szacunek i cały czas nie jestem w stanie myśleć o nim negatywnie. Cały czas trochę mnie boli, że nasze drogi się rozeszły. Podczas wczorajszego meczu Diduszko był czołową postacią w ekipie „Twardych Pierników”. Co ciekawe, wrócił po kontuzji i był to dla niego pierwszy mecz PLK podczas tego seznu. Z nim w składzie Polski Cukier naprawdę zyskuje na jakości.
- Sporo krzywdy wyrządził nam również Cheikh Mbodj. Myślę, że to było trochę wkalkulowane, ale potężny Senegalczyk i tak siał aż zbyt wielkie spustoszenie pod koszami. Zanotował double-double na poziomie 12 punktów i 13 zbiórek, a podczas gry obronnej był prawdziwym murem i straszył naszych graczy samą obecnością. Mbodj to wielki zawodnik i to nie tylko pod względem warunków fizycznych.
- Kilka ważnych rzutów trafił również Karol Gruszecki. Jego punkty pozwoliły złapać bardzo ważny oddech „Twardym Piernikom”. To były takie powiewy świeżości podczas tej błotnej otoczki.
- Za każdym razem, gdy widzę w akcji Polski Cukier, to wielkie wrażenie robi na mnie Rob Lowery. Nie jest typem „samograja”, który myśli tylko o zdobywaniu punktów. To bardzo inteligentny rozgrywający, który potrafi świetnie bronić. Podczas tego meczu jego skuteczność nie powalała na kolana (zaledwie 3/14 z gry), ale i tak uważam, że rozegrał dobry mecz. Za każdym razem, gdy wchodził w kozioł lub bronił blisko naszego gracza, to czułem pewien niepokój. To tylko świadczy o klasie Amerykanina. Lowery w tym meczu zanotował 12 punktów, 9 asyst oraz 4 zbiórki.
- Do gry, po kontuzji, wrócił Nikola Marković. W 17,5 minuty zdobył 4 punkty. Trzeba przyznać, że był totalnie niewidoczny. Martwi mnie sytuacja Serba. W poprzednich latach pokazywał klasę na parkietach PLK. Bardzo cieszył mnie ten transfer i wydawał się pewniakiem. Tymczasem Marković jakoś nie może się odnaleźć w naszym zespole, a my naprawdę potrzebujemy jego dobrej gry.
- Straszną naszą bolączką były rzuty wolne. Mnie to doprowadza do wrzenia… Od zawsze przykładałem wielką wagę do tego elementu. Nie oczekuję 100% w każdym meczu, ale niecałe 57%, które uzyskaliśmy w starciu, to dla mnie wynik nie do zaakceptowania. Zaledwie 13/23… W tego typu meczach może decydować każdy punkt, a Anwil na własne życzenie traci te szanse. W samej dogrywce zanotowaliśmy jedynie 3/6 z linii. Element do poprawy!
- W meczu z Polskim Cukrem znowu nie funkcjonował u nas rzut z dystansu. Do przerwy trafiliśmy tylko jedną „trójkę”, a w całym meczu mieliśmy zaledwie 3/20 zza łuku. Mamy świetnych strzelców w swoich szeregach, ale ten element, kolejny raz, nie funkcjonował prawidłowo. Np. Chase Simon wydawał się ostatnio w bardzo dobrej formie, ale tym razem „popisał się” na poziomie 0/5 z obwodu… Ojj zabrakło tych kilku „trójek”…
- Michałowi Michalakowi coś nie leży ten Polski Cukier. W meczu o Superpuchar zagrał słabiutko, a teraz powtórzył bezbarwny występ. Michalak rozgrywa naprawdę dobry sezon, ale tym razem był cieniem samego siebie. Dostarczył zaledwie 4 punkty (1/6 z gry…) oraz 4 asysty, ale do tego miał aż 5 strat.
- W ogóle, z meczu na mecz, mam coraz większe wrażenie, że naprawdę brakuje trochę atletyzmu w tegorocznym Anwilu.
- Ten mecz z Polskim Cukrem naprawdę można było wygrać. „Twarde Pierniki” nie grały świetnie. Na przestrzeni całego spotkania trzeba uczciwie przyznać, że byli lepszą ekipą, ale nie mieli wielkich argumentów w swoich dłoniach. Nie potrafiliśmy uspokoić swojej gry i to nas zgubiło.
- Dla Polskiego Cukru było to pierwsze zdobycie Hali Mistrzów w historii. Wielka chwila dla naszego lokalnego rywala.
- Po czterech kolejkach PLK legitymujemy się bilansem 2-2. Za wcześnie na jakieś oceny czy rokowania, ale fakt jest taki, że przegraliśmy obydwa starcia z drużynami uznawanymi za ligową czołówkę. Co gorsze, w każdym z tych przypadków kontrolowaliśmy przebieg meczu w pierwszej połowie, a po zmianie stron zwycięstwo wymykało nam się z rąk.