King Szczecin zawitał do Włocławka i wrócił „z tarczą”. Anwil miał problemy od samego początku spotkania i ostatecznie poległ 80:89. Goście narzucili swoje warunki gry i kontrolowali wydarzenia na parkiecie przez niemal cały mecz. Mieliśmy kilka zrywów, ale to nie wystarczyło. Doprowadziliśmy do remisu w trzeciej kwarcie, ale nic więcej nie mogliśmy zrobić i nawet przez chwilę nie byliśmy na prowadzeniu.
To już drugi mecz z rzędu przegrany przez „Rottweilery”. Obecnie mamy bilans 6-2 i straciliśmy pozycję lidera PLK. Czy to już powód do zmartwień?
Anwil nie gra w tym roku w żadnych europejskich pucharach. Nic dziwnego po zeszłorocznej tragedii… Nie zostaliśmy jednak z pustymi rękoma, bo rywalizujemy w regionalnych rozgrywkach European North Basketball League. Liga może trochę egzotyczna, ale wolę coś takiego niż ograniczenie jedynie do PLK.
Rozgrywki ENBL przyjęły formę kilku turniejów. Pierwsza taka bańka (na Łotwie) już za nami, która była niezwykle udana dla „Rottweilerów”, bo wróciliśmy z kompletem zwycięstw.
Ostatnio byłem skupiony tylko i wyłącznie na meczu z Czarnymi Słupsk. Tymczasem jeszcze przed tym spotkaniem Anwil zaskoczył transferem. Nowym „Rottweilerem” został Łukasz Frąckiewicz, który ma wzmocnić naszą strefę podkoszową. Jeszcze może nie teraz, ale w przyszłości.
Podobno nic nie może wiecznie trwać. Seria Anwilu też dobiegła końca. Sezon 2021/2022 rozpoczęliśmy od bilansu 6-0, co jest jednym z naszych najlepszych rezultatów w historii, ale to już przeszłość. Czarni Słupsk przyjechali do Włocławka i wygrali 75:80. Emocji nie brakowało, ale niestety zabrakło szczęśliwego zakończenia dla „Rottweilerów”.
Anwil wszedł rewelacyjnie w sezon 2021/2022. Terminarz był trudny, ale „Rottweilery” z każdego dotychczasowego starcia wyszły obronną ręką. Mało kto przypuszczał, że zanotujemy tak niesamowity start. Nasz zespół z bilansem 6-0 jest jedyną niepokonaną ekipą w całej PLK.
Taki początek budzi podziw. Szczególnie że przedsezonowe oczekiwania nie były zbyt wysokie. Ta seria na długo zapadnie w naszej pamięci, ale jak to wygląda w porównaniu z poprzednimi latami? Podpowiem jedynie, że we wcześniejszych sezonach zaledwie trzykrotnie tak dobrze zaczynaliśmy, a tylko raz uzyskaliśmy lepszy bilans. Teraz jest bardzo dobrze, a może być jeszcze lepiej, bo obecna seria Anwilu ciągle trwa!
Zaczynamy sezon 2021/2022 od bilansu 6-0. To jest coś wspaniałego i zaskakującego! Wcześniej mieliśmy na rozkładzie faworytów, a teraz nadeszło starcie ze słabszym zespołem. Taki kontekst często obniża koncentrację i tak też było w tym przypadku, ale ostatecznie Anwil zdał kolejny test. Trzeba jednak przyznać, że Arka Gdynia postawiła trudne warunki na swoim parkiecie. Ostatecznie zwyciężyliśmy 78:83.
Ostatnio nie miałem zbyt wiele wolnego czasu, ale pora nadrobić zaległości. Pierwszy miesiąc sezonu 2021/2022 już za nami, więc trzeba podtrzymać tradycję i opublikować zaległy ranking MVP.
W tym zestawieniu brałem pod uwagę oczywiście tylko mecze wrześniowe, czyli starcie ze Śląskiem nie było już wliczane. Wprowadziłem również małą innowację. W klasyfikacji generalnej, przy równej ilości punktów, będą promowani zawodnicy, którzy rozegrali mniejszą ilość spotkań. Jeśli cały czas będzie jakiś remisowy rezultat, to wyższą pozycję otrzyma gracz z większą ilością zwycięstw w pojedynczych miesiącach. To wszystko, aby uniknąć sytuacji z poprzednich rozgrywek, gdy trzech koszykarzy uzyskało identyczną punktację. Punktacja miesięczna pozostaje bez zmian – 10 pkt za I miejsce, 5 pkt za II miejsce oraz 1 pkt za III miejsce.
Wrzesień był dla nas niesamowicie udany. Pomimo teoretycznie ciężkiego terminarza odnieśliśmy komplet zwycięstw! Nie wiem, czy ktokolwiek obstawiał taki start sezonu w wykonaniu „Rottweilerów”. Imponowała cała drużyna, ale w ramach tej zabawy muszę wybrać jednego zawodnika. Który gracz Anwilu zasłużył na tytuł MVP pierwszego miesiąca nowych rozgrywek? W moim rankingu to wyróżnienie otrzymuje Jonah Mathews, czyli rozstrzygnięcie identyczne z oficjalnym głosowaniem.
„Święta Wojna” ekscytowała swego czasu całą koszykarską Polskę. W ostatnich latach ta legendarna rywalizacja straciła trochę na znaczeniu, ale dla mnie to cały czas ligowy klasyk. Coś więcej niż zwykły mecz. Każde zwycięstwo ma swój wyjątkowy smak, ale pokonanie Śląska Wrocław to zawsze coś wyjątkowego. Dlatego uśmiech nie schodzi z mojej twarzy, bo Anwil dosłownie wyrwał zwycięstwo na terenie odwiecznego rywala. Lekko nie było, długo nam nie szło, ale w najważniejszym momencie znowu pokazaliśmy charakter i ostatecznie wygraliśmy 74:80.